Lubię historie z zawiłą fabułą, jednak czasem z przykrością patrzę jak wielki potencjał jest marnowany przez irytujące postacie. Pal licho gdy są na dalszym planie, jednak kiedy do tego grona zaliczają się tytułowy bohater, czy też w tym wypadku bohaterka, szlag trafia całą przyjemność z lektury. Cyann jest właśnie takim tworem o ogromnym potencjale, ciekawą, choć mocno wtórną główną osią fabularną i kompletnie porąbanymi postaciami, których największym atutem jest świecenie gołym tyłkiem. Rozumiem, że można chcieć pokazać sporo w komiksie oznaczonym znaczkiem "Tylko dla dorosłych", jednak musi mieć to sens. A tu często nie ma go za grosz.
Tytułowa bohaterka mieszka na planecie zwanej Olh. Jej lud jest podzielony na kasty i oddaje kult wielkiemu O, którego uosobienie widzi w wodzie. Litera ta jest wyznacznikiem do jakiej kasty się należy, w zależności od jej umiejscowienia w nazwisku jak i wielkości. Cyann może czuć się wybranką losu, gdyż jej ród stanowi niemalże prawo na Olh, a przynajmniej w tej części gdzie mieszka. Przyjaźni się ona z Nacarą, kobieta wywodzącą się z nizin społecznych, jednak aprobowaną przez ojca Cyann. Obie kobiety mają bowiem być pilotami ekspedycji kosmicznej, szykowanej na planetę Ilo, w celu odnalezienia lekarstwa na tajemnicza chorobę, dziesiątkującą populację mężczyzn. Jak się szybko okazuje nie wszystkim to przedsięwzięcie jest na rękę, a rozgrywające się wokół ekspedycji gry polityczne z dnia na dzień robią się coraz bardziej zażarte.
Na początku skupmy się na zaletach komiksu, gdyż ten posiada ich całkiem sporo. Pierwszym z nich jest bardzo umiejętne splecenie zawikłanych wątków politycznych, jakie krążą wokół choroby oraz kosmicznej ekspedycji. Mamy tutaj kilka kast, które chcą na wszystkim położyć łapę i przejąć tym samym majątek rodu Olsimar z którego wywodzi się Cyann. Tu na scenę wkracza ojciec dziewczyny, wprawny polityk i naprawdę charyzmatyczna postać. Jest on jednym z najciekawszych bohaterów, skrzętnie skrywającym swe prawdziwe intencje przed czytelnikiem, które ujawnia w odpowiednim momencie. Zmyślnie lawiruje też pośród politycznych obozów, aby zyskać ich przychylność, a jednocześnie napuścić ich wzajemnie na siebie. Niemniej kompletnie nie dogaduje się z córką, zaś ta tylko utrudnia relacje między nimi, zachowując się... cóż, powiedzmy że dość ekscentrycznie.
Kolejną zaletą komiksu jest wykreowanie świata na Olh. Jest on bardzo różnorodny, tropikalny, pełen basenów i wodospadów, a jednocześnie cyjanizujący do wielkich miast antycznej Europy czy Azji. Widać też w nim spore odniesienie do kultury Indii, po przez system kast (choć zdecydowanie mniej rygorystyczny) albo wiarę w oczyszczającą moc wody. W interesujący sposób przedstawiono także lokalną kulturę, stroje czy też obyczaje, w czym pomaga słowniczek zamieszczony na końcu albumu. Trzeba tutaj oddać zasłużony pokłon autorowi, który dał pokaz swych umiejętności graficznych, bowiem rysunek to jedna z najmocniejszych stron tej serii.
Niestety każda moneta ma dwie strony i Cyann posiada kilka drażniących elementów. Pierwszym oraz najgorszym z nich jest główna bohaterka. Rozpustna, nieodpowiedzialna, zbyt pewna siebie i zwyczajnie arogancka zostaje wybrana jako przywódca całej ekspedycji. Co robi po ogłoszeniu tego publicznie? Nic, a raczej to co zwykle czyli ma wszystko w nosi, uważa że ojciec spycha ją na margines i w ogóle traktuje jak gorszy sort. Do tego całość kwituje plejadą zboczonych docinek o męskich tyłkach, członkach i tym co by z nimi zrobiła, w dość jednoznaczny sposób. Jej mniemanie o swej wyższości jest tak gigantyczne, że ego wszystkich mężczyzn na Ziemi wypada wręcz blado. Nie maco, idealny przywódca ekspedycji mającej uratować ludzkość przed zagładą.
Sytuacji nie ratuje jej przyjaciółka Nascara, z którą wymienia kąśliwe uwagi. Obie panie robią to w sposób co najmniej idiotyczny i bardziej przypominają niewyżyte seksualnie gimnazjalistki niż dorosłe kobiety. Teoretycznie Nascara to ta roztropna, jednak jakoś tego nie widać w natłoku głupot Cyann, na które przyjaciółka jej pozwala. Niestety nie lepiej wygląda to na dalszych planach, gdzie co rusz trafia się jakiś napalony młodzik czy dziewoja. Mam wrażenie, że niemal cała populacja planety Olh - zarówno ta cywilizowana, jak i przemysłowa - jest bardzo niewyżyta seksualnie. Gdyby mogli to by uprawiali seks cały dzień.
Pierwszy tom Cyann mocno przypomina w wielu punktach serię Aldebaran, choć fabularnie wypada gorzej. Ma niezły początek i naprawdę mocny finał, ale na tle konkurencji wypada ciut niezdarnie. Być może kolejny tom, również zamieszczony w pierwszym wydaniu zbiorczym, rozwinie skrzydła tej ciekawie się zapowiadającej opowieści. Gdyby główna postać była mniej napalona i arogancka, z pewnością lepiej by się to czytało. Choć i tak nie jest źle, zatem fani gatunku mogą zaryzykować i sięgnąć po tą lekturę.
Ocena - 6/10
Tytułowa bohaterka mieszka na planecie zwanej Olh. Jej lud jest podzielony na kasty i oddaje kult wielkiemu O, którego uosobienie widzi w wodzie. Litera ta jest wyznacznikiem do jakiej kasty się należy, w zależności od jej umiejscowienia w nazwisku jak i wielkości. Cyann może czuć się wybranką losu, gdyż jej ród stanowi niemalże prawo na Olh, a przynajmniej w tej części gdzie mieszka. Przyjaźni się ona z Nacarą, kobieta wywodzącą się z nizin społecznych, jednak aprobowaną przez ojca Cyann. Obie kobiety mają bowiem być pilotami ekspedycji kosmicznej, szykowanej na planetę Ilo, w celu odnalezienia lekarstwa na tajemnicza chorobę, dziesiątkującą populację mężczyzn. Jak się szybko okazuje nie wszystkim to przedsięwzięcie jest na rękę, a rozgrywające się wokół ekspedycji gry polityczne z dnia na dzień robią się coraz bardziej zażarte.
Na początku skupmy się na zaletach komiksu, gdyż ten posiada ich całkiem sporo. Pierwszym z nich jest bardzo umiejętne splecenie zawikłanych wątków politycznych, jakie krążą wokół choroby oraz kosmicznej ekspedycji. Mamy tutaj kilka kast, które chcą na wszystkim położyć łapę i przejąć tym samym majątek rodu Olsimar z którego wywodzi się Cyann. Tu na scenę wkracza ojciec dziewczyny, wprawny polityk i naprawdę charyzmatyczna postać. Jest on jednym z najciekawszych bohaterów, skrzętnie skrywającym swe prawdziwe intencje przed czytelnikiem, które ujawnia w odpowiednim momencie. Zmyślnie lawiruje też pośród politycznych obozów, aby zyskać ich przychylność, a jednocześnie napuścić ich wzajemnie na siebie. Niemniej kompletnie nie dogaduje się z córką, zaś ta tylko utrudnia relacje między nimi, zachowując się... cóż, powiedzmy że dość ekscentrycznie.
Kolejną zaletą komiksu jest wykreowanie świata na Olh. Jest on bardzo różnorodny, tropikalny, pełen basenów i wodospadów, a jednocześnie cyjanizujący do wielkich miast antycznej Europy czy Azji. Widać też w nim spore odniesienie do kultury Indii, po przez system kast (choć zdecydowanie mniej rygorystyczny) albo wiarę w oczyszczającą moc wody. W interesujący sposób przedstawiono także lokalną kulturę, stroje czy też obyczaje, w czym pomaga słowniczek zamieszczony na końcu albumu. Trzeba tutaj oddać zasłużony pokłon autorowi, który dał pokaz swych umiejętności graficznych, bowiem rysunek to jedna z najmocniejszych stron tej serii.
Niestety każda moneta ma dwie strony i Cyann posiada kilka drażniących elementów. Pierwszym oraz najgorszym z nich jest główna bohaterka. Rozpustna, nieodpowiedzialna, zbyt pewna siebie i zwyczajnie arogancka zostaje wybrana jako przywódca całej ekspedycji. Co robi po ogłoszeniu tego publicznie? Nic, a raczej to co zwykle czyli ma wszystko w nosi, uważa że ojciec spycha ją na margines i w ogóle traktuje jak gorszy sort. Do tego całość kwituje plejadą zboczonych docinek o męskich tyłkach, członkach i tym co by z nimi zrobiła, w dość jednoznaczny sposób. Jej mniemanie o swej wyższości jest tak gigantyczne, że ego wszystkich mężczyzn na Ziemi wypada wręcz blado. Nie maco, idealny przywódca ekspedycji mającej uratować ludzkość przed zagładą.
Sytuacji nie ratuje jej przyjaciółka Nascara, z którą wymienia kąśliwe uwagi. Obie panie robią to w sposób co najmniej idiotyczny i bardziej przypominają niewyżyte seksualnie gimnazjalistki niż dorosłe kobiety. Teoretycznie Nascara to ta roztropna, jednak jakoś tego nie widać w natłoku głupot Cyann, na które przyjaciółka jej pozwala. Niestety nie lepiej wygląda to na dalszych planach, gdzie co rusz trafia się jakiś napalony młodzik czy dziewoja. Mam wrażenie, że niemal cała populacja planety Olh - zarówno ta cywilizowana, jak i przemysłowa - jest bardzo niewyżyta seksualnie. Gdyby mogli to by uprawiali seks cały dzień.
Pierwszy tom Cyann mocno przypomina w wielu punktach serię Aldebaran, choć fabularnie wypada gorzej. Ma niezły początek i naprawdę mocny finał, ale na tle konkurencji wypada ciut niezdarnie. Być może kolejny tom, również zamieszczony w pierwszym wydaniu zbiorczym, rozwinie skrzydła tej ciekawie się zapowiadającej opowieści. Gdyby główna postać była mniej napalona i arogancka, z pewnością lepiej by się to czytało. Choć i tak nie jest źle, zatem fani gatunku mogą zaryzykować i sięgnąć po tą lekturę.
Ocena - 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz