W literaturze i kinematografii znajduje się masa dzieł traktujących o rodzinie, dojrzałości lub niedojrzałości jej gałęzi oraz poszukiwaniu samego siebie. Jedne są lepsze inne gorsze, a część po prostu nijaka w swym przekazie. W przypadku Powiedzmy sobie wszystko, wyreżyserowanego przez Shawn'a Levy, twórcy takich produkcji jak seria Noc w Muzeum czy Giganci ze stali, mamy najgorszą możliwą wersję - świetny początek, olbrzymi potencjał i wszystko to zmarnowane przez totalnie pokręcony scenariusz. Gdy obejrzałem zwiastun, liczyłem na komedię obyczajową, gdzie koło kilku głupich dowcipów, znajdzie się miejsce na zwykłą prawdę o tym jak radzić sobie z problemami, będąc dorosłym i statecznym człowiekiem. Zamiast tego zobaczyłem, że Amerykanie to ludzie którzy kochają tworzyć problemy i zwalać wszystko na życie.
Na początku poznajemy Judd Foxmana (Jason Bateman), który pracuje w jednej z większych rozgłośni radiowych. Gdy po pracy wraca do domu z tortem urodzinowym dla swej żony, zastaje ją w łóżku wraz z swoim szefem, którzy są tak zajęci sobą, że nie zauważają nawet faktu że usiadł koło nich. Jak się szybko okazuje, figlarna żoneczka od roku ma romans i choć jest jej teraz wstyd, gdyż ją przyłapano na (bardzo) gorącym uczynku, to zaraz się usprawiedliwia. Mija kilka miesięcy, Judd jest rozwiedziony, bez pracy i wynajmuje małe mieszkanie, a była żona nadal do niego wydzwania, co on skutecznie ignoruje. Jednak niespodziewanie otrzymuje wiadomość od swej siostry o śmierci ich ojca i jego niezwykłej ostatnie prośbie. Chce aby wszystkie jego dzieci pobyły razem w domu przez tydzień z matką i go powspominały. Judd nie mając nic do roboty jedzie na pogrzeb i wtedy zaczyna się lawina perypetii spowodowana mieszaniną wspomnień i rodzinnych tajemnic, skrywanych od lat.
Wszystko zapowiada się ciekawie i rzeczywiście tak jest przez pierwsze 20-30 minut filmu. Jednak im dalej w las, tym fabuła pokazuje niedojrzałość głównych bohaterów, którzy uchodzą tutaj za statecznych obywateli. Siostra Judda, Wendy (Tina Fey) jako jedyna wie o sytuacji domowej brata, który trzyma swój rozwód w tajemnicy, i doradza mu powiedzenie prawdy. Sama jednak nie umie powiedzieć swemu mężowi-pracoholikowi, aby zostawił pracę i pomógł jej z dziećmi oraz okazał więcej czułości. Sama zaś wraca wspomnieniami do swego byłego ukochanego, którego zostawiła wiele lat temu gdy ten uległ wypadkowi w wyniku którego doszło do urazu jego mózgu i nie zachowuje się do końca trzeźwo. Starszy brat Paul (Corey Stoll) pracował wraz z ojcem w rodzinnym sklepie i od dwóch lat stara się bez skutku o dziecko wraz z swą żoną Alice (Kathryn Hahn). Ta bierze hormony, bada się regularnie, ale jest wstanie nakłonić męża do tego aby sam się przebadał. W efekcie tego Paulowi zbrzydł seks, bo stał się czysto mechaniczny i pozbawiony uczuć, zaś Alice zaczyna popadać w paranoję. Wisienką na torcie jest duet najmłodszego syna Phillipa (Adam Driver) i matki całej czwórki rodzeństwa (Jane Fonda). Pierwsze to rozpuszczony szczeniak, który ładuje się z problemów w problemu, a druga postać nie kryje się w żadnym aspekcie z otwartą seksualnością, gadając na stypie o penisie swego zmarłego męża i tym ile orgazmów jej sprawił.
Materiał wygląda solidnie, niestety film w żadnym punkcie nie pokazuje, że piątka głównych postaci to duże dzieci, które przez trzymanie ważnych spraw w tajemnicy, braku pójścia na kompromis i odrobiny odwagi, piętrzą sobie coraz to nowe problemy. Co gorsza pochwala takie zachowanie, puentując całość jako "Bo życie jest brutalne i niesprawiedliwe". Jedna z największych bzdur jakie są w kółko powtarzane w mediach i "poradnikach" sfrustrowanych osób, nie mających dość silnej woli aby wziąć się w garść. Każdej z postaci w tym filmie los daje wiele razy pomocną dłoń, ale ci nie korzystają. Judd trzyma rozwód w tajemnicy i gdy poznaje swą dawną koleżankę, która po dziś dzień za nim szaleje, nie wyjawia jej wielu spraw. Sam też nie umie sobie uporządkować relacji z kobietą która przez rok regularnie go zdradzała. Paul boi się panicznie przebadać i cała winę zrzuca na życie oraz żonę, powoli popadającą w paranoję. Wendy nie umie ustawić męża, więc ląduje w ramionach byłego kochanka, a ten przyjmuje ją jakby nic się nie stało. Całość dopełnia matka, nie kryjąca się z otwartą seksualnością, która rzekomo może rozwiązać wiele problemów. Najbielej wypada w całym zestawieniu czarna owca rodziny, czyli Phillip. Jako jedyny wie że jest jaki jest i czasem gdy mu na czymś zależy stara się zmienić, ale finalnie upada. Przy tym jest szczery, nie kryje się z swoimi problemami i wadami, co jest postrzegane jako złe i wręcz niemoralne.
Finał całej tej tygodniowej stypy jest tak miałki, durny i zdziecinniały, że aż budzi na ustach uśmiech pożałowania dla ekranowych postaci. Nie tylko nie zrozumieli swoich błędów, ale po wydaniu się tajemnic, zaczęli brnąć w nowe, rzucając obietnice bez pokrycia i ponownie "rozwiązując problem" przez uniknięcie go i zamiecenie pod dywan. Co więcej, takie zachowanie zostało w pełni pochwalone oraz uzasadnione jako dojrzałe podejść do życia. Normalnie uznałbym to za fikcję, ale niestety znam z własnego otoczenia i rodziny ludzi, którzy zachowują się dokładnie tak samo od wielu lat. Efektem tego jest zgorzkniałość, piętrzenie problemów i brak radości życia. Nigdy nie twierdziłem, że do osiągnięcia szczęścia potrzebna jest wiara w Boga, choć sam w niego wierzę, mimo że nie jestem religijny. Potrzebna jest odwaga, chęć woli walki o swoje i odpowiedzialność. Tego właśnie brak filmowym postaciom, choć sugeruje to tytuł filmu.
Szkoda że zmarnowano potencjał jaki drzemał w Powiedzmy sobie wszystko. Technicznie cała produkcja stoi na bardzo wysokim poziomie. Mamy świetne zdjęcia, dobry montaż, a aktorzy, wcale nie niskiego formatu, stanęli na wysokości zadania i odegrali swe postacie tak jak powinny. Do tego całość uzupełnia naprawdę piękna oprawa muzyczna, zapadająca w pamięć. Jest też kilka śmiesznych momentów, choć znaczna część gagów ma podłoże dość wulgarne i nijak nie pasuje do całości. Miałem nadzieję na powtórkę z Na pewno, być może, a dostałem spalony scenariusz w ładnej oprawie. Szkoda, wielka szkoda.
Ocena - 3/10
Na początku poznajemy Judd Foxmana (Jason Bateman), który pracuje w jednej z większych rozgłośni radiowych. Gdy po pracy wraca do domu z tortem urodzinowym dla swej żony, zastaje ją w łóżku wraz z swoim szefem, którzy są tak zajęci sobą, że nie zauważają nawet faktu że usiadł koło nich. Jak się szybko okazuje, figlarna żoneczka od roku ma romans i choć jest jej teraz wstyd, gdyż ją przyłapano na (bardzo) gorącym uczynku, to zaraz się usprawiedliwia. Mija kilka miesięcy, Judd jest rozwiedziony, bez pracy i wynajmuje małe mieszkanie, a była żona nadal do niego wydzwania, co on skutecznie ignoruje. Jednak niespodziewanie otrzymuje wiadomość od swej siostry o śmierci ich ojca i jego niezwykłej ostatnie prośbie. Chce aby wszystkie jego dzieci pobyły razem w domu przez tydzień z matką i go powspominały. Judd nie mając nic do roboty jedzie na pogrzeb i wtedy zaczyna się lawina perypetii spowodowana mieszaniną wspomnień i rodzinnych tajemnic, skrywanych od lat.
Wszystko zapowiada się ciekawie i rzeczywiście tak jest przez pierwsze 20-30 minut filmu. Jednak im dalej w las, tym fabuła pokazuje niedojrzałość głównych bohaterów, którzy uchodzą tutaj za statecznych obywateli. Siostra Judda, Wendy (Tina Fey) jako jedyna wie o sytuacji domowej brata, który trzyma swój rozwód w tajemnicy, i doradza mu powiedzenie prawdy. Sama jednak nie umie powiedzieć swemu mężowi-pracoholikowi, aby zostawił pracę i pomógł jej z dziećmi oraz okazał więcej czułości. Sama zaś wraca wspomnieniami do swego byłego ukochanego, którego zostawiła wiele lat temu gdy ten uległ wypadkowi w wyniku którego doszło do urazu jego mózgu i nie zachowuje się do końca trzeźwo. Starszy brat Paul (Corey Stoll) pracował wraz z ojcem w rodzinnym sklepie i od dwóch lat stara się bez skutku o dziecko wraz z swą żoną Alice (Kathryn Hahn). Ta bierze hormony, bada się regularnie, ale jest wstanie nakłonić męża do tego aby sam się przebadał. W efekcie tego Paulowi zbrzydł seks, bo stał się czysto mechaniczny i pozbawiony uczuć, zaś Alice zaczyna popadać w paranoję. Wisienką na torcie jest duet najmłodszego syna Phillipa (Adam Driver) i matki całej czwórki rodzeństwa (Jane Fonda). Pierwsze to rozpuszczony szczeniak, który ładuje się z problemów w problemu, a druga postać nie kryje się w żadnym aspekcie z otwartą seksualnością, gadając na stypie o penisie swego zmarłego męża i tym ile orgazmów jej sprawił.
Materiał wygląda solidnie, niestety film w żadnym punkcie nie pokazuje, że piątka głównych postaci to duże dzieci, które przez trzymanie ważnych spraw w tajemnicy, braku pójścia na kompromis i odrobiny odwagi, piętrzą sobie coraz to nowe problemy. Co gorsza pochwala takie zachowanie, puentując całość jako "Bo życie jest brutalne i niesprawiedliwe". Jedna z największych bzdur jakie są w kółko powtarzane w mediach i "poradnikach" sfrustrowanych osób, nie mających dość silnej woli aby wziąć się w garść. Każdej z postaci w tym filmie los daje wiele razy pomocną dłoń, ale ci nie korzystają. Judd trzyma rozwód w tajemnicy i gdy poznaje swą dawną koleżankę, która po dziś dzień za nim szaleje, nie wyjawia jej wielu spraw. Sam też nie umie sobie uporządkować relacji z kobietą która przez rok regularnie go zdradzała. Paul boi się panicznie przebadać i cała winę zrzuca na życie oraz żonę, powoli popadającą w paranoję. Wendy nie umie ustawić męża, więc ląduje w ramionach byłego kochanka, a ten przyjmuje ją jakby nic się nie stało. Całość dopełnia matka, nie kryjąca się z otwartą seksualnością, która rzekomo może rozwiązać wiele problemów. Najbielej wypada w całym zestawieniu czarna owca rodziny, czyli Phillip. Jako jedyny wie że jest jaki jest i czasem gdy mu na czymś zależy stara się zmienić, ale finalnie upada. Przy tym jest szczery, nie kryje się z swoimi problemami i wadami, co jest postrzegane jako złe i wręcz niemoralne.
Finał całej tej tygodniowej stypy jest tak miałki, durny i zdziecinniały, że aż budzi na ustach uśmiech pożałowania dla ekranowych postaci. Nie tylko nie zrozumieli swoich błędów, ale po wydaniu się tajemnic, zaczęli brnąć w nowe, rzucając obietnice bez pokrycia i ponownie "rozwiązując problem" przez uniknięcie go i zamiecenie pod dywan. Co więcej, takie zachowanie zostało w pełni pochwalone oraz uzasadnione jako dojrzałe podejść do życia. Normalnie uznałbym to za fikcję, ale niestety znam z własnego otoczenia i rodziny ludzi, którzy zachowują się dokładnie tak samo od wielu lat. Efektem tego jest zgorzkniałość, piętrzenie problemów i brak radości życia. Nigdy nie twierdziłem, że do osiągnięcia szczęścia potrzebna jest wiara w Boga, choć sam w niego wierzę, mimo że nie jestem religijny. Potrzebna jest odwaga, chęć woli walki o swoje i odpowiedzialność. Tego właśnie brak filmowym postaciom, choć sugeruje to tytuł filmu.
Szkoda że zmarnowano potencjał jaki drzemał w Powiedzmy sobie wszystko. Technicznie cała produkcja stoi na bardzo wysokim poziomie. Mamy świetne zdjęcia, dobry montaż, a aktorzy, wcale nie niskiego formatu, stanęli na wysokości zadania i odegrali swe postacie tak jak powinny. Do tego całość uzupełnia naprawdę piękna oprawa muzyczna, zapadająca w pamięć. Jest też kilka śmiesznych momentów, choć znaczna część gagów ma podłoże dość wulgarne i nijak nie pasuje do całości. Miałem nadzieję na powtórkę z Na pewno, być może, a dostałem spalony scenariusz w ładnej oprawie. Szkoda, wielka szkoda.
Ocena - 3/10
Podszedłem do filmu bez spiny, jako do relaksującego kina rozrywkowego. Więc moja opinie w kwestii podsumowania jest inna. A jak dodać do tego, fakt że: "echnicznie cała produkcja stoi na bardzo wysokim poziomie. Mamy świetne zdjęcia, dobry montaż, a aktorzy, wcale nie niskiego formatu, stanęli na wysokości zadania i odegrali swe postacie tak jak powinny. Do tego całość uzupełnia naprawdę piękna oprawa muzyczna, zapadająca w pamięć." To wyjdzie mi 8/10.
OdpowiedzUsuńPolecam.