Strony

4 marca 2022

Giganci #1: Erin

W moje łapki wpadł komiks młodzieżowy o tematyce ochrony środowiska. Jak to wypadło? Cóż... nieźle, ale jakoś nie do końca mnie ta historia porwała. Niby ładnie zilustrowane, jest intryga, znane i lubiane schematy, ale w ostatecznym rozrachunku miałem wrażenie, jakby fabuła poszła na skróty. Być może zbyt ostro oceniam ten tytuł, jednak wypadł on dla mnie piekielnie naiwnie w zbyt wielu kwestiach.

Jakich? Po pierwsze główna bohaterka, która jest jakaś taka nijaka. Niby przebojowa dziewczyna dzielnie walcząca z traumą po stracie rodziców w wypadku samochodowym, czego była świadkiem. Jednak nie umiałem jej specjalnie polubić. Nie żeby mnie irytowała, nic z tych rzeczy. Po prostu wkurzała mnie jej swego rodzaju naiwność. Poznawszy monstrualnego giganta natury, zaprzyjaźnia się z nim w zasadzie nie zadając pytań. Ja rozumiem, że łączy ich więź, ale w ogóle nie jest to solidnie przedstawione. To trochę boli.

Gorzej wypada jednak główny antagonista. No kopiuj-wklej standardowy złol z animacji przełomu lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Gość pragnie być nieśmiertelny, więc standardowo jest bogaty, stary, zasuwa na wózku inwalidzkim, a jego kompania zajmuje się handlem bronią i farmakologią. Bardziej generyczny już nie mógł być. A nie, mógł, bo oczywiście wysyła swego przydupasa do tytułowej bohaterki, a sam bawi się w odmrażanie, jakżeby inaczej, ogromnego stwora, który jest zły i wszystko niszczy.

Brak mi tutaj czegoś co choćby bawiło się konwencją gatunku. Zamiast tego otrzymałem kalejdoskop klisz, które nawet nie próbują cokolwiek zmieniać oraz łopatologiczny, niemal propagandowy przekaz pseudo obrońców środowiska. Człowiek jest zły, bo produkuje różne rzeczy i zatruwa środowisko, a bycie wege i żywienie się z własnego ogródka sprawi, że planeta odetchnie. Wybaczcie, ale ja tego nie kupuję.

Jednak tak marudzę i marudzę, ale sam komiks ma pewne plusy. Nawet spoko rysunek, szybką akcję, fajny pomysł na gigantów oraz ludzkie postacie im przypisane. Szkoda tylko, że całość bardziej przypomina od strony fabuły broszurkę Green Peace, niż faktyczne zgłębienie problemu ochrony środowiska. Bo problem faktycznie istnieje, ale w jego rozwiązaniu nie pomoże tylko sadzenie własnego ogródka. Szczególnie, że na coś takiego mogą sobie pozwolić tylko nieliczni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz