Strony

20 czerwca 2021

Księgi Magii #1: Dobór składu

Coraz częściej sięgam po uniwersum Sandmana. Nie jestem jego wielkim fanem i tak naprawdę powoli odkrywam cały świat wykreowany przez Neila Gaimana. Wiem, że późno, ale dotąd jakoś nie kusiło mnie aby tam częściej zaglądać. Czy żałuję? Nie, bowiem przez ten czas odkryłem wiele innych interesujących tytułów. Natomiast obecnie eksploracja uniwersum Sandmana daje mi tyle samo radości co przemierzanie światów stworzonych przez Lovecrafta i jego następców. Nie inaczej jest w przypadku pierwszego tomu Księgi Magii.

Mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale okładka tego tomu od razu skojarzyła mi się z postacią Harry'ego Pottera. To był odruch i w trakcie lektury wcale nie minął. Tyle tylko, że Timothy Hunter, nasz protagonista i główny bohater, jest o wiele, wiele bardziej ciekawą osobą niż chłopiec z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Stracił matkę, ojciec jest inwalidą i spędza większość dnia przed telewizorem, natomiast w szkole ma ciągle pod górkę. W końcu dostaje szansę i może stać się kimś. Musi wybrać między magią a zwykłym życiem, co w jego sytuacji stawia go w oczywistej sytuacji. Jednak magia nie jest prosta w obsłudze i każdy czyn ma swoje konsekwencje. Często bardzo poważne.

Timothy zdecydowanie przypadł mi do gustu jako bohater. Nie jest kryształowo czysty, doskonały czy szlachetny. Kierują nim bardzo przyziemne pobudki, jak próba odnalezienia zaginionej matki, chęć pomocy ojcu czy sprawienie aby osiłki nie znęcały się nad nim w szkole. Jest zwykłym chłopakiem o przerażającym darze, który użyty pod wpływem emocji, np. strachu, potrafi nieść spustoszenie. I dlatego chłopak dla wielu osób jest śmiertelnym zagrożeniem.

Podobne historie już kiedyś spotkałem w książkach, grach czy filmach, ale nadal lubię ten temat. Szczególnie natomiast właśnie takie podejście do niego, gdzie protagonista jest rozdarty i strach sprawia, że boi się używać własnego daru. Z drugiej strony walczy z swymi słabościami, próbuje pomagać, ma bezinteresowne odruchy. Nie jest zły, a jedynie jego czyny nieraz potrafią być przez niego nieprzemyślane. Podjęte pod wpływem impulsu. I to, prędzej czy później, niesie za sobą poważne konsekwencje.

Właśnie dlatego mam zamiar wracać do tej serii oraz zgłębić całe uniwersum Sandmana. Timothy mnie kupił, właśnie swoją "szarością" przeciętnego nastolatka z "zwykłymi" problemami. I mam nadzieję, ze ta magia potrwa bardzo długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz