Strony

5 czerwca 2020

Ayako - mroczna historia o zbrodni i jej konsekwencjach

Bardzo długo zbierałem się do napisania mojej opinii o "Ayako" z dwóch powodów. Po pierwsze ta manga to prawdziwa cegła. 700 stron wypełnionych tekstem, do tego bardzo pieczołowicie dopracowany rysunek i naprawdę trudna do opowiedzenia historia pewnej japońskiej rodziny z kilkusetletnią tradycją. Po drugie, tytułowa Ayako to ofiara, o której w społeczeństwie lepiej nie mówić. Niby wiemy, że takie sytuacje naprawdę miały, i zapewne mają, miejsce, ale przecież nie wypada szkalować szanowanego rodu. Tak. Ten komiks, bo dla mnie manga to nadal komiks (tak, jestem laikiem) to arcydzieło. Genialnie narysowane, jeszcze lepiej napisane, pozostawiające czytelnika z rozdartym sercem. Bowiem przeczytał losy młodej kobiety, która musiała zapłacić za grzechy swego ojca, matki oraz braci.

Dzieło Osamu Tezukiego zakwalifikowałbym jako dramat psychologiczny z mocnym wątkiem historycznym oraz erotycznym. Nie bez powodu okładka zawiera rysunek młodej, nagiej kobiety. Całość jest w moim odczuciu adresowana do bardzo dojrzałego czytelnika, przy czym nie mam tutaj na myśli wieku, oraz choć trochę interesującego się historią Japonii w latach 1949-1970. Co prawda w drugim aspekcie na ratunek przychodzą liczne przypisy, zaś wątki polityczne i społeczne Tezuka napisał tak, aby nawet laik mógł się spokojnie połapać, jak wyglądała sytuacja społeczna oraz ekonomiczna w tamtych latach. 

Cała historia kręci się wokół rodu Tenge. Wielopokoleniowej rodziny, z tradycjami, która przed wojną posiadała ogromne tereny ziemskie. Niestety po przegranej Japonii i rozpoczęciu okupacji USA, ród Tenge utracił sporą część swoich włości na rzecz dawnych dzierżawców. Ród zdawał się jednak trwać niczym skała, ale tak naprawdę był jedynie drzewem gnijącym od środka. Gdy w 1949 roku do kraju wraca Jirou Tenge, jedyny członek rodu, który wyruszył na wojnę i niestety wpadł do niewoli amerykańskiej, zostaje on chłodno przyjęty przez ojca. Szybko jednak wychodzi na jaw, że honor rodu został wielokrotnie splamiony i Jirou targają rozterki, gdyż sam, w sekrecie przed wszystkimi, pracuje dla Amerykanów.

Opowieść jest podzielona na 19 rozdziałów, przy czym tytułowa Ayako pojawia się niemal natychmiast. To ona jest centrum całego huraganu, łącząc wszystkie inne wydarzenia. Konflikt pomiędzy Jirou, jego starszym bratem i ich ojcem, walka o schedę, czy sekret Jirou i jego pracy dla Amerykanów. Dziewczyna jest z jednej strony niewygodna dla wielu osób, z drugiej dzieli rodzinę na tych, którzy ją chronią i tych, co chcieliby się jej pozbyć. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy Ayako staje się świadkiem morderstwa. W tym momencie jest nie tylko niewygodna, ale również niebezpieczna, bo w tamtym czasie ma tylko 4 lata. Rodzina zatem musi podjąć decyzję, co począć z niewinnym dzieckiem, które mogłoby zaszkodzić wszystkim.

I tak oto czytelnik po kilku rozdziałach, gdzie głównym bohaterem był Jirou, zaś Ayako niejako ukrywała się w cieniu, zaczyna śledzić losy małej dziewczynki. Jej koszmar zgotowany przez krewnych, powolne dojrzewanie, aż po czasy gdy jest młodą, piękną kobietą. Nie bez powodu zresztą, jeden z rozdziałów nosi tytuł "Poczwarka". To bardzo upiorna droga, potrafiąca obudzić w czytelniku naprawdę ogromne pokłady emocji, w tym nienawiści do niemal całego rodu Tenge. Bo jak można było tak potraktować dziecko, w imię interesów rodziny? Założę się, że w każdej kulturze, po dziś dzień, takie sytuacje mają miejsce. 

Jedynym elementem, który burzył mi przyjemność z lektury był wpis wydawnictwa Tezuka Production/Waneko do czytelnika, gdzie tłumaczy on dlaczego autor, tak a nie inaczej narysował postacie czarnoskóre. Serio? Pominąwszy już fakt, że w "Ayako" w zasadzie takich postaci nie ma, o czym zresztą wydawca wspomina, tekst ten uważam za całkowicie zbędny. Jeśli ktoś ma problem z kreską Tezuki i nagle poczuł się urażony, bo... no właśnie? Bo co? Bo autor jest Japończykiem i potrafił w swych pracach uwypuklać w groteskowy sposób cechy danych postaci. W takim razie seria o przygodach galla Asteriksa jest rasistowska do bólu. A tak już zupełnie na poważnie - mnie osobiście ubodła ta gadka wprowadzająca. Bo jeśli ktoś będzie szukał zwady, to zawsze znajdzie pretekst, nie ważne jaki byłby absurdalny i surrealistyczny. "Ayako" broni się sama. To poważny dramat psychologiczny z mocnym akcentem historycznym oraz erotycznym. Wprowadzanie spraw "rasowych" w przedmowie jest tutaj po prostu niesmaczne. Z drugiej strony obecny świat dostał pierdolca na punkcie rzekomego rasizmu i dyskryminacji, przez co najmniej tolerancyjne są te grupy, które najwięcej krzyczą o tolerancji.

Jednak poza przedmową wydawnictwa, którą traktuję raczej jako dupochron przed ewentualnymi pieniaczami, "Ayako" uznaję za komiks wybitny. Jest to jeden z najpiękniejszych, a zarazem najbardziej przerażających, dramatów psychologicznych, jakie przeczytałem. Chciałoby się powiedzieć, że to tylko fikcja, ale wtedy bym skłamał. Dzieci, szczególnie te zrodzone bez miłości, często są ofiarami samymi w sobie. Ich jedyną zbrodnią jest to, że się urodziły. Że są niewinne. I na tym polega ich tragedia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz