Strony

1 maja 2020

Thorgal młodzieńcze lata #8: Bękarty

Podkreślałem to już kilka razy i pewnie w przyszłości będę to czynił ponownie. Dla Polaków Thorgal jest jak narkotyk. Nawet zatwardziali fani, którzy psioczą na obecny poziom tej serii, za każdym razem sięgają po nowy album, gdy tylko ten zawita na półki polskich księgarń. Tak samo jest ze mną. Nieraz kląłem na czym świat stoi, kiedy w moje ręce trafiały spin-offy poświęcone Kriss De Valnor, Louve lub komiksy z głównej serii, za których scenariusz odpowiadał Sente. Z drugiej strony ostatnio jest znacznie lepiej, zarówno od strony wizualnej, jak i scenariusza. "Bękarty" będące płynną kontynuacją "Sinozębnego" są tego idealnym przykładem. Czuć tutaj ducha starych albumów, do tego mamy sporo nawiązań do przyszłych wydarzeń, gdyż mowa tutaj o spin-offie będącym prequelem.

Nasza zakochana parka i ich towarzysze wylądowali jakiś czas temu u króla Danów, który nie słynie z lekkiego charakteru. Gość jest chciwy, mściwy i lubi się zabawić kosztem innych. Innymi słowy - dość popularny dla tej serii typ antagonisty. Tak czy inaczej nasi kochankowie nie wiedzą, że znajdują się w tym samym miejscu, bowiem trafili tam innymi ścieżkami, jeśli mogę to tak ująć. Aaricia ratuje przyjaciółkę i stara się uciec z przymusowej służby na dworze króla danów, zaś Thorgal wraz z towarzyszami niedoli gniją w zamkowych lochach. Gdzie się zatem nasze gołąbeczki spotkają? Cóż, jak nie trudno się domyślić, odpowiedź widnieje na okładce tego tomu.

Zagadkowy może być jednak tytuł. Wiadomo, że na pewno chodzi o Thorgala, który nieraz był nazywany bękartem. W końcu Wikingowie północy przyjęli go do swego grona, ale zawsze podkreślali, że nie jest jednym z nich. Kim jest zatem drugi bękart? Nie zdradzę wam tego, choć jeśli ktoś uważnie czytał poprzedni album, bardzo szybko domyśli się o jaką postać chodzi. Ma to ogromny wpływ na fabułę i prawdopodobnie, choć nie dam sobie tutaj ręki uciąć, będzie też miało wpływ na rozwój kolejnych tomów w całej serii. Jak dla mnie może być, bowiem Yann odpowiadający za scenariusz Młodzieńczych lat, a obecnie też głównej serii, umiejętnie potrafi wskoczyć w buty po Van Hamme i pociągnąć przygody Syna z Gwiazd na jakimś sensownym poziomie. Zatem moje oczekiwania wobec następnych tomów, a te musowo powstaną, są coraz większe. Po porażce Senta i żonglerką scenarzystów w końcu Thorgal zaczyna wracać na właściwy tor. Czy na nim zostanie? Czas okaże, ale obudziła się we mnie nadzieja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz