Strony

24 czerwca 2019

Grimm (sezon 1)

Buszując w filmotece Netflixa natknąłem się dość szybko na serial "Grimm". Odkładałem jednak jego seans, bowiem bałem się, ze za bardzo będzie on podobny do innych około-baśniowych serii jakie znam, np. Grimm Fairy Tales lub Baśnie, albo mojego własnego projektu baśniowych istot w naszym świecie, który napisałem w 2003 roku pod moje uniwersum Dream Wars. Na szczęście, mimo kilku podobieństw często powtarzanych w tego typu produkcjach, cała reszta okazała się być czymś zupełnie innym. I to mi podpasowało, do tego stopnia, ze pierwszy sezon, mający 22 odcinki, każdy trwający po 45 minut, wciągnąłem w dwa dni. Zgodzę się z osobami, które powiedzą, że "Grimm" to nic specjalnie wyszukanego. Ot klasyczny serial policyjny, tyle że z mocną nutą fantasy w tle. Jednak jest w nim coś takiego, ze mnie wciągnął w swój świat, głównie za sprawą detektywa Nicka Burkhardta i jego najbliższych przyjaciół.

Nick i jego partner z pracy Hank pracują razem w policji stołecznej Portland. Przy czym ten pierwszy zaczyna widzieć dziwne, baśniowe stworzenia, które normalnie mają ludzki kształt. Okazuje się, ze jest to zdolność odziedziczona po rodzicach, będących Gimmami - swego rodzaju łowcami baśniowych istot. Nie są to ludzie mili, bowiem Grimmowie mają w zwyczaju zabijać baśniowców, zwanych tutaj wesenami, z byle powodu, nie słuchając ich wersji wydarzeń. Z tego powodu straszy się nimi dzieci, a sami łowcy mają ogólnie bardzo złą opinię. Nick jest jednak inny, gdyż ma kodeks moralny i służbę w policji traktuje z oddaniem.

Tak zaczyna się powolna podróż naszego detektywa przez świat dziwnych istot, rodem z mitologii oraz baśni braci Grimm. Początki są bardzo trudne, gdyż w cały proces dość brutalnie wprowadza Nicka jego ciotka, też łowczyni o dość staromodnym poglądzie na pewne sprawy. Jest jednak ciężko chora na raka, a zatargi z ekstremalną grupą wesenów (z niem. wesen znaczy istota) zwącą się Kosiarzami, ostatecznie nie kończą się dla niej zbyt dobrze. Nick zatem odziedziczył po krewniaczce przyczepę pełną broni, trucizn, tajemniczych ksiąg oraz sekretów. Nie wiedząc jak się z tym uporać, bowiem boi się zdradzić sekret komukolwiek, zaczyna zaprzyjaźniać się z wilkołakiem Monroe, choć ich pierwsze spotkanie nie było zbyt... miłe. Szybko jednak nawiązują nić porozumienia i przyznaję, że Monroe błyskawicznie podbił moje serce. To najciekawszy serialowy bohater drugoplanowy, jakiego widziałem od lat w serialach policyjnych.


Monroe to tak naprawdę kwintesencja tego serialu. Wilkołak będący wegetarianinem (jest po resocjalizacji), pracuje jako zegarmistrz, uprawia jogę i gra na wiolonczeli. Z początku ma opory aby pomagać Grimmowi, ale z czasem ich przyjaźń staje się naprawdę silna, a oboje nawzajem ratują sobie życie w starciu z naprawdę niebezpiecznymi wesenami, często kroczącymi drogą krwawego występku. Jednak dzięki tym działaniom i przestrzeganiu prawa oraz słuchaniu innych wesenów, Nick zaczyna zyskiwać coraz lepszą reputację. Zatem mamy do czynienia z Grimmem, który najpierw słucha, potem myśli, a w razie konieczności zabija. W tym świecie to ewenement. Oczywiście sława ma dwa oblicza i zachowanie Nicka szybko przykuwa uwagę Kosiarzy oraz Rodzin Królewskich świata baśni, którym nie podoba się taka postawa. Oni zdecydowanie preferują strach i Grimma mordującego wesenów.

Skoro mowa o drugiej stronie medalu, to ciekawie rozwinięto na dalszym planie sam wątek Rodzin Królewskich, o których na razie nie wiele wiem. Komendant Nicka należy do nich, ma obecna naszego protagonisty jakieś plany i przewija się co jakiś czas temat tajemniczego klucza, który Nick odziedziczył po ciotce wraz z całym tym bałaganem. Do tego są jakieś tarcia pomiędzy rodzinami, a całość sięga zamierzchłej przeszłości. Jest jeszcze wątek Juliette, dziewczyny naszego detektywa, przed którą ten utrzymuje w sekrecie swoje zdolności. Powoli zaczyna odbijać się to na ich związku, gdy na chatę wpada typ na kształt ogra, albo Juliette zostaje porwana przez smokopodobne coś. Zresztą ostatni odcinek mocno daje dziewczynie w kość.


Jeśli idzie o samą warstwę baśniowych stworów, ich nazewnictwo, wygląd i tak dalej, to tutaj jestem bardzo zadowolony. Owszem, CGI oraz charakteryzacja nie stoją na szalonym poziomie, takim raczej klasycznym jak na serial, ale i tak wygląda to ładnie. Jedynie czasem panoramy niektórych lokacji psują cały efekt. Różnorodność istot jest ogromna, zaś na początku każdego odcinka mamy nawiązanie do jednej z baśni lub bajek braci Grimm. W nazewnictwie dominuje, co zrozumiałe, jeżyk niemiecki, ale zadbano o różnorodność językową w całym serialu. Są bowiem kwestie prowadzone po francusku, niemiecku, a nawet rosyjsku, w zależności z jaką nacją wesenów mamy do czynienia. Miło jest zatem popatrzeć na serial, gdzie jest taki zabieg, a nie jak zwykle każdy szprecha po angielsku, bo to jedyny znany język i basta.

Serial naprawdę mnie wciągnął, jest serią zamkniętą składającą się z 6 sezonów i to mnie niezwykle cieszy. Na razie wracam do oglądania drugiego sezonu, który mam już zaliczony w połowie. Przy opinii o nim napisze kilka słów więcej o dwóch innych, ważnych dla całości postaciach, czyli Hanku, partnerze Nicka, i przyszłej dziewczynie Monroe, prowadzącej sklep zielarski. Osobiście polecam tą serię każdemu kto jest fanem baśni oraz seriali policyjnych. Nic wyszukanego, fabuła każdego odcinka jest dość przewidywalna, ale mimo wszystko całość tak świetnie napisano, że trzyma w napięciu. A i od czasu do czasu jest nieprzewidywalny zwrot akcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz