Strony

23 maja 2019

Gwiezdny zamek #3: Rycerze Marsa

Nasi bohaterowie odwiedzili już księżyc, starli się z Prusakami, poznali sekret tajemniczej rasy oraz eteru i kryształów eternytu. Nadszedł zatem czas, aby podbić Marsa. W tym momencie zaczynają się schody, bowiem Prusacy pod dowództwem Bismarcka również zaczynają zdobywać kosmos, a konflikty polityczne na arenie międzynarodowej tylko się zaostrzają. Co gorsza naukowcy z całej Europy wierzą, że mają coś do powiedzenia, ale politycy i monarchowie szybko ustawiają ich do pionu. Niestety nie jest to zrobione łagodnie. W tym czasie nasi nastoletni bohaterowie muszą się zmierzyć z ludzką podejrzliwością oraz wierzyć, że jutro będzie lepszy dzień.

Trzeci tom mnie leciutko wynudził, bowiem akcja jest tutaj o wiele bardziej rozwleczona. Serafin z Zofią i jej bratem Hansem ukrywają się na jednym z wybrzeży Francji w domu dziadka Serafina. Oczywiście w niedalekim miasteczku huczy od plotek na temat tajemniczych zjawisk, które przypisuje się magicznym stworom, wiedźmom i mitom. Cała ekipa w praktyce niewiele tam robi. Ot siedzi w ukryciu, ma jakieś drobne zatargi lokalnymi mieszkańcami, a w tle przewijają się co jakiś czas wydarzenia ze świata wielkiej polityki. Ojciec Serafina ma w nich swój udział, ale fizycznie występuje raptem na dwóch stronach tej przygody. O samym Marsie więcej się gada niż faktycznie ogląda jego powierzchnię, natomiast czerwona okładka tego albumu dawała mi nadzieję, na znacznie większą eksplorację tej planety. Ta ostatecznie jest ukazana, ale w bardzo okrojonym stopniu.

Niemniej finał tego albumu mnie zaciekawił. Ostatni kadr na Marsie daje spore pole do popisu scenarzyście w następnym albumie i modlę się, aby tego nie zmarnował, znów rozwlekając historię nudnymi watkami obyczajowymi. Nie zrozumcie mnie źle, takie elementy są potrzebne w tego typu opowieściach, ale tutaj nieraz się one wloką. Gdy pragnąłem więcej akcji oraz skończenia z nużącym czekaniem, to... w zasadzie dostawałem kolejne utarczki pomiędzy Zofią a Serafinem, albo marudzenie Hansa i nic więcej. Gdy w końcu doszło do scen akcji, to te aż kipiały klimatem i rozróbą. Cóż, Prusacy nie patyczkują się ze swym przeciwnikiem, a na dodatek ich futurystyczne, kosmiczne kombinezony skąpane w czerni i czerwieni mocno przywodziły mi na myśl Nazistów z serii gier Wolfenstein. Oczywiście policzma to na plus, bo jestem fanem takich zagrywek.

Ogólnie oceniam pozytywnie ten album, bowiem od strony graficznej to nadal gwiazda, bardzo silnie błyszcząca na kosmicznym niebie. Z niecierpliwością czekam na następny album i mam nadzieję, że zostanie w nim przedstawionych wiele kwestii odnośnie Marsa i teorii o nim, które były popularne w XIX wieku. Mam nadzieję, że zostanie też sensownie pokazany wątek ojca Serafina, który zdaje się, że ma odegrać większą rolę w dalszej przygodzie młodych zdobywców kosmosu, czy jak kto woli eternautów. Zatem mimo mojego lekkiego marudzenia, ten tom czytało mi się dobrze i nadal chcę więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz