Strony

10 maja 2019

Deadpool Classic #5

Jest to ostatni tom z serii "Deadpool Classic", gdzie za scenariusz odpowiadają Joe Kelly i James Felder, czyli duet, który przejął pałeczkę po ojcach założycielach tej postaci. Joe Kelly, jest zresztą od początku tej serii, bowiem pisał on scenariusze między innymi do X-Men, zatem siłą rzeczy musiał się mocno związać z naszym rozgadanym najemnikiem. Nie powiem, abym pałał do tego sympatią, bo w mojej opinii wyszedł mu dość nudny Deadpool, choć miał swoje momenty. Jak to wyszło w piątym albumie serii? Cóż, dla mnie nijak. Czytało się go po prostu jakoś tak bez entuzjazmu, czy nawet większego rozczarowania. Mimo występowania kilku ciekawych postaci, w tym Wolverina czy Mercedes, zony Wade'a Wilsona.

Zatem na starcie dostajemy znów trochę przeszłości naszego (nie)bohatera, tym razem z czasów jeszcze przed programem Broni X. Był on w Japonii i miał wykonać zlecenie, któremu ostatecznie nie podołał z przyczyn osobistych. Powiedzmy, że ruszyło go sumienie i przy okazji złamał serce pewnej pięknej kobiecie. Ta zdecydowanie chowała urazę, bo gdy spotkali się po latach, przywaliła Deadpoolowi ogromnym hod-dogiem prosto w twarz. Takim naprawdę ogromnym. No z metr długości co najmniej. Zresztą ten rozdział był chyba najciekawszy, podobnie jak kolejny, gdzie nasz anty-heros ma dziwne halucynacje. Wiecie, białe króliki i ujeżdżająca je piękna kobieta, która nalewa alkohol do mleka.

Wypada to o wiele ciekawiej, niż Mini-Deadpool z okładki tego tomu. Specjalnie nie chcę o nim pisać więcej, bowiem występuje zdecydowanie za krótko i tylko w pierwszej opowieści. Szkoda, bo dzięki tej postaci robiło się ciekawie. Większa część komiksu dotyczy jednak Mercedes, jej przeszłości i znaczenia w nowym świecie. Zatem nie brakuje tutaj między innymi zombie oraz faceta w kostiumie kurczaka. Szczerze to nawet Deadpool gościa wyśmiał, co nie dziwi. Jednak ogólnie ten wątek jakoś przeszedł mi bez większego entuzjazmu. Więcej było w nim lania wody, niż ciekawych zwrotów akcji, pojedynków i tak dalej.

Na samym końcu mamy dziecięcy komiks o Deadpoolu, pełnym słodkich historyjek, oczywiście w makabrycznej formie, wyśmiewania się z Kapitana Ameryki, wycinanek, kolorowanek, łamigłówek i tak dalej. Jest to naprawdę zabawne i dobrze wieńczy ten album, wprowadzając do niego trochę życia. W zasadzie to oprócz pierwszej i ostatniej części, resztą można by wyciąć lub streścić do rozmiarów jednego, no może dwóch zeszytów. Na szczęście scenarzyści się zmieniają i teraz pałeczka przechodzi w ręce Christophera Priest oraz Glenna Herdlinga. Zatem następny album "Deadpool Classic" rysuje się o wiele ciekawiej, a nawet jego okładka jest dużo zabawniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz