Strony

18 grudnia 2018

Head Lopper #1: Wyspa albo Plaga bestii

Głównym, a w zasadzie jedynym, powodem, dla którego sięgnąłem po ten tytuł, jest nawiązanie do mitologii ludów Europy Północnej. Nazwa serii jest na tyle wymowna, że ciężko oczekiwać od niej zawiłego scenariusza. Nie. Wiemy doskonale, po co sięgamy - barbarzyńcę siekącego mitologiczne maszkary jak leci, czemu zawdzięcza przydomek Dekapitator. Zresztą w pełni zasłużenie, a ilość trupa wszelkiej maści, jest w tym albumie czasem przytłaczająca. Demon, chochlik, zombie, czarnoksiężnik, przerośnięty wilk - nie ma znaczenia. Każdy przeciwnik Dekapitatora kończy ostatecznie z głową, która smutno patrzy z boku, na swe dawne ciało. Czy jednak jest to, patrząc na specyfikę komiksu, tytuł ciekawy? W mojej opinii tak i nie, o czym opowiem wam poniżej.

Od samego początku miałem wrażenie, że czytam komiks będący swego rodzaju pastiszem. Wiecie, ostra jazda po stereotypach, wręcz sztampowych schematach, osadzonych w realiach nordyckich historii, nawiązująca między innymi do Conana, czy wszelkiej maści gier fantasy. Napakowany, stary barbarzyńca, rodem z serii gier Diablo, pomykający z wielkim mieczem, masakrujący całe stada wrogów i rzucający co jakiś czas sucharem typu "Stal jest silniejsza od magii". Ma to swój urok, szczególnie jeśli ktoś, tak jak ja, jest starej daty graczem, który zaczynał swą przygodę od Amigi, czy Pegasusa, a potem na przełomie mileniów, był świadkiem tytanicznego bumu technologicznego. Czytając "Head Lopper" od razu stanęły mi przed oczami wspomnienia z wspomnianego "Diablo", czy takich tytułów jak "Heretic", "Rune" albo seria "Might & Magic". Zatem jeśli ktoś lubi takie gry oraz wyjątkowo lekkie, do bólu oklepane, schematy, to zapewne w tym komiksie szybo się odnajdzie.

Niemniej "Head Lopper", jak mi się zdaje, pastiszem nie jest. Czy raczej nie miał nim być, niemniej właśnie nim się potrafi stać, dla takich osób. Zarówno poszczególne sceny, jak same dialogi, biją na każdym kroku szyderą względem wspomnianych stereotypów i wyobrażeń o samotnym herosie z toporem... no w tym wypadku mieczem. To zresztą też odbieram jako swoisty prztyczek w nos i nawiązanie do Conana.


Co do fabuły tego tomu, to jest oczywiście prosta. Norgal trafia do wyspiarskiego królestwa Barry, które nęka plaga potworów wszelkiej maści. Winowajcą jest tajemniczy czarnoksiężnik, zamieszkujący, jakżeby inaczej, wyspę na mrocznym bagnie. Jest ona jego więzieniem, zaś strażnik umarłych pływa po bagnach przewożąc na wyspę szaleńców, pragnących zgładzić maga. Gdy nasz wielki, siwobrody bohater zostaje najęty przez królową do pokonania czarnoksiężnika, sprawy zaczynają się komplikować.

Oczywiście scenariusz zawiera więcej wątków i kilka twistów fabularnych, choć wątpię aby zaskoczyły one czytelnika. Jednak w tym wypadku, to zupełnie nie przeszkadza. Na uwagę zasługuje też, bardzo specyficzny rysunek. Często ma on formę karykaturalną lub uproszczoną. Widać to szczególnie mocno w scenach walki, gdzie postacie mają np. dłuższą jedną z kończyn, aby tym samym pokazać dynamizm wyprowadzanego ciosu. Nie jestem pewien czy każdemu miłośnikowi komiksów spodoba się ten styl, jednak gotów jestem obstawiać, że zasłużeni stażem gracze, lubujący się w hack & slash, a nie siedzący w medium komiksowym, docenią tą formę rysunku.


Pierwszy tom serii "Head Lopper" nie jest czymś powalającym, patrząc po obecnym rynku komiksowym w Polsce. Może 5-6 lat temu wzbudzałby większy podziw, ale dziś to po prostu niezła lektura. Taki idealny odmóżdżacz po ciężkim dniu spędzonym w pracy lub na uczelni. Czyta się to szybko oraz lekko, historia nie nudzi, choć też nie zaskakuje. Finał natomiast definitywnie zamyka opowieść na wyspie Barry, co zaliczam na plus, dając początek zupełnie nowej opowieści. W recenzji nie wspomniałem o pewnej postaci, a w zasadzie jej głowie, bo reszta ciała gnije gdzieś na świecie. Chodzi o Agatę Niebieską Wiedźmę, która towarzyszy głównemu siepaczowi od początku do końca tej przygody. Jest ważnym elementem, wnoszącym nieraz sporo humoru, jednak specjalnie przemilczałem jej udział. Warto bowiem odkryć samodzielnie, jak ważny stanowi element świata Dekapitatora.

Komu komiks może się spodobać?
Weteranom starych gier, gdzie tłukliśmy potwory. osobom lubiącym lekkie, niezobowiązujące czytadło fantasy.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Nie. Owszem, fajnie się to czytało, ale prędzej bym pożyczył, niż kupił. To nie jest do końca lektura dla mnie.

Czy komiks zakwalifikował się do wstępnej listy podsumowującej rok 2018?
Nie. Jest wiele ciekawszych pozycji w tym roku, tym bardziej od tego wydawnictwa.