Strony

9 sierpnia 2018

Mama

Niniejszy tekst jest, póki co, najtrudniejszą recenzją jaką przyszło mi napisać. Dlaczego? Bo zarówno moja żona i ja nie możemy mieć dzieci, a bardzo ich pragniemy. Długo walczyliśmy, jednak wszystkie starania spełzły na niczym, zaś mój stan zdrowia deklasuje nas na polu adopcji. Dlatego sięgając po "Mamę" autorstwa Helene Delforge (tekst) i Quentina Greban (ilustracje), mocno drżały mi ręce. Moja Marta nawet nie miała odwagi przeczytać tej książki, ja musiałem. Czy żałuję? Nie, ani chwili, choć pisząc te słowa chce mi się ryczeć. Pozwolicie zatem, że ten tekst będzie nieco inny, choć omówię w nim prezentowane tutaj dzieło. W praktyce niemal arcydzieło, bo dla mnie ma tylko jedną, niestety mocną skazę.

Książka to seria ilustracji, do których zostały napisane różnej długości wiersze. Każdy dotyczy innego zdarzenia związanego z byciem matką. Są tu chwile przyjemne, ale też straszne jak śmierć dziecka, czy odebranie go zaraz po urodzeniu, bo tego wymaga etykieta. Dominują co prawda teksty pozytywne, choć też zależy jak na to spojrzeć. Jeden mówi o młodym ojcu co odszedł przed żniwami, inny o dziecku zrodzonym w spalonej słońcem Afryce, a kolejny o "dobrych" radach dawanych przez wszystkich. Nie zabrakło nawet motywu o karmieniu piersią, albo wyborze ścieżki zawodowej, czy przysłowiowej wpadce. Tak, znajdziemy tutaj wszystko. Prawie wszystko.

To czego nie ma, jakby w ogóle nie miało miejsca na świecie, to przedstawienie portretu kobiet, które pragną mieć dziecko, ale natura na to nie pozwoliła. Jest jeden wiersz o stracie dziecka, ale to nie to samo. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co to znaczy stracić dziecko i cieszę się, że moja sytuacja uniemożliwia mi poznanie kiedykolwiek tego doświadczenia. Po piekle jaki przeszła moja żona i ja gdy walczyliśmy w klinice, utrata maleństwa byłaby ponad nasze siły. Można zatem rzec "szczęście w nieszczęściu", choć to okrutne słowa. Książka Greban i Delforge nie dotyka tek kwestii, jakby nie chciała. A przecież takie kobiety też pragną być matkami. One też są ważne, cierpiąc nieraz w milczeniu, słuchając "Patrz na nią. Karierowiczka.". Równie dobrze można byłoby oblać je benzyną i podpalić. Ból jest taki sam.


W praktyce jest to jedyna wada w tej książce, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Mężczyzny, który nigdy nie usłyszy słowa "Tato" wypowiadanego przez malutkie usta jego dziecka. Odstawiając jednak na bok emocje, a wracając do roli wyrachowanego recenzenta, muszę pochwalić mocno tą pracę za ilustracje. Są przebajeczne. Co ważniejsze dotykają różnych kultur oraz sytuacji, a to ogromna zaleta. Zawędrujemy do Afryki, w Andy, nad Ganges albo Tamizę, odwiedzimy Daleki Wschód, przejdziemy się po Europie, albo Ameryce Północnej. Do tego mamy nawiązania do takich wydarzeń, jak Rewolucja Francuska, II Wojna Światowa, Rewolucja Przemysłowa, czy czas Ludzi Kwiatów. To daje do myślenia, a ilustracja w połączeniu z tekstem potrafi miotać w czytelniku emocjami na wszystkie strony.


"Mama" to bardzo ważna książka, którą warto przeczytać. Szkoda, że nie obejmuje wszystkich, ale i tak to praca bliska arcydziełu. Prosta, prawdziwa, mająca chwile radości oraz smutku. Zupełnie jak życie, które przyszło nam wieść. Wiem, że z mojej strony to zuchwalstwo, ale pozwolę sobie w tej recenzji "uzupełnić" tą książkę o brak, który wspomniałem. Niestety tylko w formie tekstu, bo rysownik ze mnie żaden.

Widzę jak biegasz po łące
Gonisz motyle i ważki, a ja patrzę na to z błogim spokojem.
Słyszę jak wołasz "Mamo" przynosząc mi piękną żabę
Którą potem wypuszczamy do wielkiego stawu.
Idziemy razem leśnym traktem
Tata pogwizduje wesoło niosąc cię na barana.
Wyciągasz ręce ku słońcu, śmiejesz się głośno i łapiesz wiatr.
Ty się śmiejesz, świat się śmieje, a potem...

Budzę się....

To był tylko sen.
Piękny sen... który nigdy się nie ziści.