Strony

18 lipca 2018

Ex Machina #1

Co by się stało, gdyby na świecie pojawił się człowiek z nadnaturalnymi mocami? Na to pytanie, w sposób bardzo interesujący starają się odpowiedzieć Brian K. Vaughan (scenariusz) oraz Tony Harris (rysunek), przy współudziale JD Mettlera (kolor) i Toma Feistera (tusz). Oto przedstawiają wam Mitchella Hundreda, znanego też jako Potężna Machina. człowieka, który w wyniku wypadku, a jakżeby inaczej, zyskał zdolność komunikowania się z maszynami i narzucania im swej woli. Jest też osobą nie radzącą sobie zbyt dobrze w roli superbohatera, gdzie więcej z jego pracy jest szkody niż pożytku, a komisarz policji miasta Nowy Jork, najchętniej wpakowałaby "bohatera" za kratki. Dlatego Mitchell porzuca swój, wcale nie lateksowy, strój, ujawnia swą tożsamość i postanawia zostać... burmistrzem Nowego Jorku. Osiąga to, ale nie zdaje sobie sprawy, ze świat do którego wszedł jest znacznie groźniejszy niż bandyci na ulicy.

Komiks jest w praktyce mieszaniną kilku gatunków, ale dominują dwa - thriller polityczny i science fiction nastawiony na superhero. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze lekka mydlana opera będąca wypełniaczem prowadzącym wątki romansowe. Wszystkie te elementy świetnie z sobą współgrają, dając czytelnikowi bardzo bogaty w treść i niezwykle realistyczny od strony fabularnej komiks, skierowany ewidentnie do dorosłego czytelnika, mającego choć blade pojęcie jak wygląda scena polityczna w USA. Większość fabuły tego tomu rozgrywa się w latach 1999-2002, zatem obejmuje swymi ramami tragedię z 11 września 2001 roku. Tutaj otrzymujemy jej alternatywny finał, choć nie tak radosny, jakby część czytelników mogła oczekiwać. Nie jest to jedyny element, który uległ zmianie, ale typowe problemy nękające Nowy Jork oraz USA i świat, pozostały.


Niemniej cały komiks, mimo skakanki pomiędzy różnymi wydarzeniami w wyżej opisanym przedziale czasu, zaczyna się w 2005 roku. Burmistrz Hundred tak naprawdę opowiada historię swego urzędu, która doprowadziła go do jakiejś, bliżej nie określonej, dramatycznej chwili. W trakcie pierwszych dwóch rozdziałów tego albumu poznajemy trochę sekretów głównego bohatera, ale to wszystko wygląda bardzo mgliście. Kolejne dwa rozdziały rozwiewają kilka wątpliwości, jednak nadal daleko czytelnikowi do uzyskania pełnego obrazu przeszłości Hundreda. Osobiście poczytuję to za ogromny plus, bo fabuła jest tak poprowadzona, ze ciągle mi mało i chce wiedzieć więcej, a to jest najważniejsze.

Spory kawałek fabuły poświęcono Potężnej Maszynie, czyli zamaskowanemu herosowi, w którego wcielał się Hundred, aby ratować ludzi. Pseudonim może wydawać się śmieszny, ale wcale taki nie jest i posiada bardzo mocne odniesienie do społeczeństwa Amerykanów. Tutaj na szczęście Vaughan wyjaśnia ustami głównego bohatera, dlaczego ten przydomek jest taki ważny. Niemniej nasz super bohater do najlepszych nie należy. Naraża miasto na szkody, choć nie robi tego celowo, większość jego akcji nie przynosi jakichś oszałamiających rezultatów, a komisarz policji Angotti potrafiła potraktować go pałką. Ich pierwsze spotkanie zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych, choć po ujawnieniu swej tożsamości i zdobyciu fotela burmistrza Nowego Jorku, Hundred i Angotti stają się dobrymi przyjaciółmi, choć nadal tylko na stopie zawodowej.


Nie jest to jedyna kobieta w życiu Hundreda, co jest oczywiście tematem mediów. Młody, posiadający nadludzkie moce i polityczną władzę, a do tego przystojny, jest najlepszą partią do wzięcia. Vaughan i Harris idealnie wykorzystali ten motyw, aby pokazać problemy społeczne na tle rasowym oraz obyczajowym. Wątki te potrafią wić się długo i mają całą masę odniesień do ówczesnej, ale też obecnej, sytuacji politycznej. Kontrowersyjna artystka, gejowski ślub, śnieżyca stulecia i tajemniczy morderca, powiązania z burmistrza z FBI i NSA. To są stałe elementy tego komiksu, które budują napięcie i dają czytelnikowi rasowy thriller polityczny z najwyższej półki.

Nadal jest to jednak komiks superbohaterski, o czym autorzy nie pozwalają nam zapomnieć. Tajemnicze symbole, zdolności burmistrza oraz tajemnicza postać z jego przeszłości, określana wrogiem numer jeden. Na tym polu sporą rolę odgrywają przyjaciele burmistrza w osobach rosyjskiego żyda o ksywie Kreml i jego szefa ochrony Ricka Bradbury'ego. Obaj pomagali Hundredowi gdy ten był Potężną Maszyną, wyposażając go w gadżety, osłaniając i zajmując się wywiadem. Niestety po porzuceniu stroju i wejściu w świat polityki ich drogi nieco się rozeszły. Bradbury pozostał przy boku przyjaciela, jako szef jego ochrony, zaś Kreml wolał usunąć się w cień. Nie ufa politykom, woli swoje życie na Coney Island i marzy o powrocie Potężnej Machiny. Obie postacie są jednak o wiele bardziej rozwinięte fabularnie niż początkowo przypuszczałem.


Pierwszy tom "Ex Machina" strasznie mi się spodobał. O wiele bardziej niż "Jessica Jones: Alias", która swego czasu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Tutaj jednak czuję się o wiele, wiele lepiej. To naprawdę mocna rzecz, która ma szansę rozwinąć się niezwykle ciekawie, a znając inne prace Vaughana, na pewno nie zawiodę się na finale. Czekam zatem z niecierpliwością na kolejny album, zapowiedziany na październik tego roku. Na koniec dodam, że warto przeczytać zamieszczone w komiksie noty od autorów, które znajdują się na końcu albumu. Pozwolą one nam zrozumieć, ile pracy musieli włożyć w powstanie tego komiksu.

Komu komiks może się spodobać?
Fanom rasowych thrillerów politycznych i miłośnikom dorosłego komiksu o superbohaterach.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Z opaską na oczach.

Czy komiks pozostaje w mojej kolekcji?
Trafia na tą samą półkę co inne prace Briana K. Vaughana

Czy komiks zakwalifikował się do wstępnej listy TOP 12 przeczytanych komiksów w 2018?
Tak, choć nie widzę go w roli kandydata do walki o podium. NIemniej spokojnie zawalczy o najlepszy komiks bohaterski tego roku.