Strony

1 grudnia 2017

Filmowy Piątek: Gwiezdne wrota SG1: Dzieci Bogów (1997)

"Gwiezdne wrota" początkowo planowane jako trylogia, ostatecznie skończyły w formie serialu. Zdaniem wielu, w tym i moim, bardzo udanego serialu, który zaczął się już dobrze w półtora godzinnym pilocie "Dzieci Bogów". Wypuszczony w 1997 roku, przedstawiał wydarzenia dziejące się rok po finale z filmu Emmericha. Nie spotkamy jednak w nim aktorów z pierwszych "Gwiezdnych wrót", choć ich role obsadzono bardzo porządnie. Jedynie dwoje z nich - Alexis Cruz i Erick Avari - odegrali swoje postacie, które widzowie pamiętali z pierwowzoru. Nie przeszkodziło to jednak odnieść sukcesu serialowi, ale nie o nim będę tu pisał. No nie o całym serialu, a skupię się jedynie na pilocie oraz zmianach jakie poczyniono względem pierwszego filmu. Zapraszam zatem do świata, pełnego dziwów.

Tym razem w rolę Jacka O'Neill wcielił się Richard Dean Anderson, znany wszystkim z tytułowej roli w serialu "MacGyver". Zastąpił on tym samym Kurta Russella, ale zrobił to nad wyraz dobrze, co widać już w samym pilocie. O'Neill nie stracił nic z swej charyzmy, natomiast on sam zmienił się po wydarzeniach pokazanych w pierwszym "Stargate". Teraz jest pułkownikiem w stanie spoczynku, który pogodził się już z śmiercią syna. Jednak sielankę na łonie rodziny przerywa mu wizyta oficerów przysłanych przez generała stacjonującego w bazie, gdzie przechowywane są Gwiezdne wrota. Okazuje się, ze ktoś aktywował je z drugiej strony, dokonał ataku na bazę i zabijając kilku żołnierzy porwał młodą kobietę, również będącą żołnierzem. O'Neill zbiera zespół i przekracza z nim wrota, aby spotkać się z Danielem, który postanowił pozostać po drugiej stronie. Okazuje się, że to nie ich wrót użyto, a w całej galaktyce znajdują się tysiące takich urządzeń.

Już sam pomysł na podróż pomiędzy wieloma planetami za pomocą ogromnej sieci Gwiezdnych wrót jest ciekawy. W pilocie nabiera on szybko sensu, gdy poznajemy, bardziej w formie zajawki, nowego antagonistę. Przypomina on Ra, którego Daniel i O'Neill już spotkali, ale jednak mocno się od niego różni. Z drugiej strony wykorzystuje on ludzi w bardzo podobny sposób, choć nie identyczny. Nie zmienia to jednak zamiarów obcej cywilizacji względem Ziemi i jej mieszkańców. Nadal stanowimy, swego rodzaju, starożytne źródło zasobów.


Do naszej dwójki głównych bohaterów szybko dotłaczają też dwie nowe twarze. Są to Samantha Carter, naukowiec i oficer wojskowy, oraz Apofisa Teal'c, Pierwszy Przyboczny samego Ra. Sam to taki typ nerda-blondynki, która fascynuje się wszystkimi nowinkami związanymi z Gwiezdnymi wrotami. Chłonie nowe informacje niczym gąbka pakując się przy tym w kłopoty. Nie nazwałbym jej jednak głupią, ale do rozważnych też nie należy. Tymczasem Apofisa to osoba chcąca wyzwolić swój lud, jak i inne, spod wpływu Ra. Boi się jednak działać sam i z obrzydzeniem patrzy na praktyki stosowane przez Rasę Panów. Czy też raczej w tym wypadku Bogów. Z czasem jednak zaczyna bardziej ufać obcym, czując że faktycznie mogą mu pomóc obalić tyrana.


Postać Daniela również dobrze poprowadzono. Przez rok zmężniał i spoważniał, ale to nadal osoba z głową pełną ideałów. Przez czas spędzony na obcej planecie znacznie lepiej poznał wrota. Odkrył też kilka sekretów związanych z nimi, jak choćby mapę połączeń. Nie jest już jednak tak naiwny jak kiedyś i zaciekle broni swoich najbliższych. Tym razem ma bowiem znacznie więcej do stracenia, niż dawniej. Trzeba przyznać, że aktorzy wcielające się w wymienione tutaj postacie naprawdę dobrze wywiązali się z swego zadania. Oddali ducha pierwowzoru, a przy tym nadali im nieco nowy, starszy wizerunek.

Co zaś się tyczy warstwy wizualnej, to nie mamy tutaj takich wodotrysków jak u Emmericha, ale nie jest źle. Solidne efekty komputerowe, nie najgorsza, jak na tamte czasy, scenografia oraz charakteryzacja i w miarę solidne przeniesienie starych modeli pancerzy czy statków do nowego otoczenia. Oczywiście kilka zmian zaszło, jak i pojawił się pakiet zupełnie nowych pojazdów czy oręża. Całość bardzo dobrze wypada muzycznie, zatem jako serial telewizyjny z końca lat 90-tych, może pochwalić się porządną oprawą wizualną. W 2009 wypuszczono nawet odświeżonego technicznie pilota serialu, ale wypadł on mizernie. Szczególnie, że kilka scen usunięto, co było dość idiotycznym zabiegiem.


"Dzieci Bogów" to naprawdę porządne wprowadzenie do serialu "Stargate", którego główna linia trwała dziesięć lat. Zakończyła się jednak, a nowa seria jakoś nie porywa, choć z pewnością znalazła swoich fanów. Warto jednak sięgnąć po pierwszą serię, która wraz z kilkoma filmami pełnometrażowymi potrafi dać sporo radości widzom. Fabuła jest tam bowiem bardzo rozbudowana, wielowątkowa i co najważniejsze sensownie poprowadzona. To raduje serce każdego miłośnika kina, bo mimo kontrowersji wokół filmu Emmericha, Stargate to po dziś dzień bardzo silna i rozpoznawalna marka.