Strony

15 października 2017

Thor Gromowładny #4: Ostatnie dni Midgardu

"Thor Gromowładny" od początku był serią, gdzie bardziej kibicowałem antagonistom niż tytułowemu bohaterowi. Powód? Byli ciekawiej napisani i mieli bardziej rozbudowaną historię, niż Assgardczyk ciskający gromy i chlejący co chwila alkohol. W pierwszych dwóch tomach mieliśmy do czynienia z Bogobójcą, który nie bez powodu wyżynał istoty, którym pomniejsze rasy składały ofiary, modły i stawiały świątynie. Potem był przywódca Mrocznych Elfów, choć on wypadł dla mnie bardzo nudno. Teraz natomiast jest niejaki Agger, szef gigantycznej korporacji Roxxon, będący w istocie kimś innym, niż się podaje. Na dokładkę dostajemy Galactusa, ale on jakoś nigdy nie robił na mnie wrażenia i tak było też tutaj. A jak w tym wszystkim wypada Thor? Powiedzmy, że bardzo przewidywanie, choć ciężko wymagać od fabuły komiksu jakiegokolwiek zaskoczenia, skoro 90% jego treści wrzucono na tył okładki w prezentacji.

Tak. Jeśli ktoś jeszcze nie miał komiksu w rękach, niech nie zagląda na rys fabularny zamieszczony na odwrocie. Dano tam tyle istotnych szczegółów, choćby w odniesieniu do Aggera, że niszczy to mocno przyjemność z lektury. Fabuła i tak nie jest skomplikowana, zatem nie rozumiem, czemu jeszcze ją dobito tą zagrywką. Ogólny rys powinien prezentować się następująco. Akcja rozgrywa się w dwóch lokalizacjach czasowych - współcześnie i w bardzo odległej przyszłości. Thor musi stawić czoła poważnemu zagrożeniu w obu wypadkach. Jego młodsza wersja mierzy się z korporacją Roxxon, która pod płaszczem ratowania świata, wyzyskuje go na wszystkie możliwe sposoby. W mrocznej zaś przyszłości, sędziwy Thor i Córy Gromu walczą z Galactusem, o to, co pozostało z Midgardu. A jest tego niewiele.

Tyle by wystarczyło i wtedy przynajmniej kilka razy zostałbym mile zaskoczony. Tymczasem szlag trafił cały ten element i często przewidywałem zwroty akcji, na kilka scen nim miały miejsce. Szkoda, bo całość czyta się nieźle i nie nuży tak jak trzeci tom serii. Z drugiej strony, nie zainteresowało mnie to aż tak mocno, jak pierwsze dwa albumy, które w moim odczuciu prezentowały się najciekawiej. Jedyne co w czwartym, a zarazem ostatnim albumie, zasługiwało na większą uwagę, to finalny kadr. Dał on bardzo interesujące otwarcie do kolejnej serii, gdzie Thor może zostać wykreowany o wiele ciekawiej.


Jeśli idzie o rysunek, to tutaj również jakoś szczególnie mnie nie zaskoczył. Mamy dość spore grono rysowników i kolorystów pracujących nad całością, co nie każdemu, w tym mnie, musi odpowiadać. Owszem, trzyma się to kupy i ma swój klimacik, ale jakoś nie porywa. Widziałem już w pozycjach Marvel Now ciekawsze prace, aczkolwiek tutaj zdam się na prawo "o gustach się nie dyskutuje". Całość najbardziej podeszła mi od strony kolorystyki, natomiast najmniej w odniesieniu do twarzy poszczególnych postaci. Szczególnie kobiecych, gdzie wyglądało, jakby bohaterki miały zawsze i wszędzie tą samą minę. Widać to szczególnie mocno przy Córach Gromu, które czasem robią takiego "karpia" na ustach, że aż boli. Czwarty tom "Thora Gromowładnego" był niezłą lekturą, ale cieszę się, że seria dobiegła końca. Mnie trochę wymęczyła, aczkolwiek jeśli ktoś lubi filmy z tym bohaterem, to tutaj odnajdzie się jak ryba w wodzie.