Strony

11 października 2017

Millennium Saga #1: Zamrożone dusze

Sylvain Runberg jest scenarzystą, którego prace lubię czytać, ale niekoniecznie kolekcjonować. Niemniej jego komiksowa wersja "Millennium" Stiega Larssona, ostatecznie przekonała mnie, aby sięgnąć po książkowy oryginał. Po śmierci twórcy "Millennium", gdy jego książki odniosły światowy sukces, kwestią czasu było, aż ktoś weźmie się za napisanie kontynuacji przygód Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista. Runberg postanowił to uczynić za pomocą komiksu i tak oto w 2016 we Francji, a we wrześniu tego roku również w Polsce, na półki księgarń zawitała pierwsza z trzech części "Millennium Saga", nosząca dość intrygujący podtytuł "Zamrożone dusze". Przyznaję, że jako osoba niemająca styczności z literackim dziełem Larssona (co zamierzam nadrobić jeszcze w tym roku), "Millennium Saga" wciągnęło mnie o wiele mocniej niż poprzednie komiksy z tej serii. Czemu? Cóż, powód jest cholernie prosty - fabuła.

Lisbeth wraz z przyjaciółmi z Republiki Hakerów, chcą włamać się do serwerów nowego, super nowoczesnego ośrodka szwedzkich służb specjalnych. Mają nadzieję znaleźć tam materiały kompromitujące władze i udowodnić, że rząd Szwecji wspiera inwigilację obywateli. Jednak podczas wypadu na koncert starej kapeli Lisbeth, jej przyjaciółka Trinity zostaje porwana przez zamaskowanych mężczyzn podających się za szwedzką służbę bezpieczeństwa. Tymczasem Mikael Blomkvist chce zdyskredytować przywódcę Republikanów, który głosi skrajnie prawicowe poglądy, nawołując przy tym do oczyszczenia kraju z imigrantów. Drogi dwójki przyjaciół znów się krzyżują, jednak oboje nie zdają sobie sprawy, z jak poważnym niebezpieczeństwem przyjdzie im zmierzyć się tym razem.

Niby opis nie powala i chce się zaśpiewać "Ale to już było". Jednak od początku ciągle coś nam tutaj nie pasuje. Cała sprawa wygląda zbyt gładko, za prosto i w ogóle trywialnie, co z każdą kolejną sceną zaczynam nam mocniej śmierdzieć. Już sama scena porwania Trinity, dziejąca się na pierwszych stronach komiksu, sugeruje, że w cieniu chowa się bardzo niebezpieczny gracz, który nie jest nikomu znany. Nawet Republice Hakerów, a to już stanowi bardzo poważne zagrożenie dla głównych bohaterów. Owszem, szwedzkie służby bezpieczeństwa też są we wszystko zamieszane, tylko tak naprawdę czytelnik zastanawia się do samego końca tego tomu, jaka jest ich faktyczna rola w całej sprawie. Nic tu się nie klei, poszlaki prowadzą w ślepe uliczki, a kolejne osoby wyparowują bez wiedzy władz, mediów i samej Republiki Hakerów.


Na dokładkę mamy Stena Windoffa, prężnego, młodego polityka, który umiejętnie wykorzystuje niepokoje społeczne względem nasilającej się fali imigrantów oraz terroryzmu. Co prawda w jego wypowiedziach jest sporo racji, szczególnie w odniesieniu do ludzi z Bliskiego Wschodu starających się siłą narzucić Szwedom swoją religię oraz kulturę czy prawo, ale Windoff tak umiejętnie tym manipuluje, że do worka z nimi wrzuca każdego, kto go nie popiera. Niezależnie od koloru skóry czy wyznania. Innymi słowy - jeśli nie jesteś z nami, to jesteś muzułmańskim terrorystą, a w najlepszej sytuacji cygańskim złodziejem. Mikael Blomkvist chce ujawnić społeczeństwu mroczną stronę Windoffa oraz jego jeszcze bardziej ponurą przeszłość, jednak to na co natrafia, zdaje się wykraczać poza zwykłą zasłonę przywódcy partii politycznej, zdobywającej w sondażach prowadzenie. Tak samo, jak w przypadku Lisbeth, sprawa szybko zaczyna śmierdzieć, a każdy kolejny trop prowadzi do niebezpiecznych wniosków.

Ta siła scenariusza nie została tutaj spłycona przez rysunek. Belen Ortega zrobiła bowiem coś, co w moim odczuciu nie udało się jej poprzednikom - Jose Homs'owi i Manolo Carot'owi. Jej prace nie sugerują tak otwarcie rozwiązania zagadki, nad którą pracują główni bohaterowie. Owszem są wskazówki, nieraz można pomyśleć, że już rozwikłaliśmy całą sprawę i wtedy dostajemy cios w brzuch. Dopiero sam finał nieco rozjaśnia czytelnikowi w głowie, nadając jego spojrzeniu nowy kierunek, jednocześnie zostawiając z olbrzymi stosem pytań. Co prawda już wcześniej jest poważna wskazówka, jednak rozwiewa ona tylko część naszych wątpliwości i potwierdza to, czego domyślaliśmy się od jakiegoś czasu. Za to właśnie należą się Ortedze gromkie brawa, bo pokonała w ten sposób swych poprzedników. Jeśli idzie o kolory, to ponownie zajęli się nimi Alex i Mirabelle, co odniosło dobry skutek i utrzymało komiks w duchu pierwszego tryptyku.


"Millennium Saga" podoba mi się znacznie bardziej niż poprzednia praca Runberga. Zresztą jest to, przynajmniej dla mnie, jak na razie najlepsza, od strony scenariusza, jego praca, z jaką miałem styczność. Bardzo dobrze pomyślana, umiejętnie narysowana, z wartką akcją. Trochę szkoda, że podzielił to na trzy zeszyty, ale jeśli utrzyma poziom, a finał ostatniego tomu, okaże się zaskakujący, to bez cienia problemu mu to wybaczę. Liczę też, że to Belen Ortega zostanie na stołku rysownika, bo jej praca bardziej przypadła mi do gustu niż Homs'a czy Carot'a. "Zamrożone dusze" to świetne wejście do naprawdę porządnego kryminału i z całej duszy wierzę, że nie zawiodę się na kolejnych dwóch rozdziałach.