Drugi album "Hellboya w piekle" okazał się finalnym. Jak napisał w podsumowaniu sam autor, z początku chciał stworzyć historię na cztery pełnoprawne tomy. Potem ich ilość skurczyła się do trzech, jednak już przy pracy nad trzecim rozdziałem, drugiego albumu, historia zaczęła się kurczyć. Nawet tam autor pozostawił napis "Koniec", co potem wyjaśnia swoim czytelnikom. Zresztą nie jest to jedyna zmiana. Jak sam napisał, miała to być seria chaotyczna i pisana jak najdłużej, w formie nie połączonych z sobą opowieści. Stało się jednak inaczej, za sprawą jednego wydarzenia z pierwszego albumu. Czy tak nie dzieje się często?Jedno, z pozoru błahe, wydarzenie, zmienia cały bieg oraz charakter danej opowieści. "Karta śmierci" zawiera w sumie pięć rozdziałów oraz jeden bonusowy, tym samym kończąc definitywnie, przynajmniej w moich oczach, przygody Hellboya. Czy to dobry ruch? Cóż... odpowiedź znajdziecie poniżej.
Rozdziały przytoczone w tej opowieści, są ściśle z sobą powiązane. Domykają wiele wątków poruszonych w poprzednim albumie (Zstąpienie), ale również i kilka nie zamkniętych spraw z czasów życia Hellboya na ziemi (zostają one naświetlone w tym tomie). Co prawda całość jest tak napisana, że nowy czytelnik się nie pogubi, jednak znajomość kilku poprzednich tomów jest nad wyraz wskazana. Dzięki temu możemy doszukać się sporej liczby smaczków. Mimo wszystko, osoby mojego pokroju, które nie czytały większości komiksów, lub kompletnie nie pamiętają ich treści, spokojnie będą czerpały satysfakcję z lektury. Co jak co, ale Mignola jest mistrzem i wie jak wprowadzić nieopierzonego czytelnika do swego świata, nawet gdy jego historia dobiega końca.
Zresztą jego wizja piekła jest doskonała. Daleka od stereotypowych wyobrażeń, przesycona wewnętrzną walką o władzę i pełna dramatyzmu. Tutaj również można zginąć, do tego na wiele sposobów. Jednak, jak pokazuje ten album, dzieją się tu również cuda. Taki namacalny dowód na istnienie nadziei w odkupienie win. Mignola przedstawił to doskonale, za pomocą prostych scen i obłędnych wręcz rysunków. Te jak zwykle pokolorował Dave Stewart, który tak jak autor w pełni rozumie tragedię tytułowego bohatera.
Tak naprawdę nie ma co pisać więcej na temat "Karty śmierci". To świetne zakończenie serii, swoiste pożegnanie, które jak dla mnie mogłoby nie być już kontynuowane. Choć pewnie autor spokojnie dałby radę to uczynić. Pytanie tylko - czy warto? Hellboy w końcu już raz umarł, trafił do piekła i tam zamiast tony nowych, niesamowitych przygód, miał jedną, ale za to treściwą. "Karta śmierci" zamyka w moich oczach całą serię poświęconą tej postaci. Co miało być powiedziane, zostało napisane, narysowane i przekazane światu. Zrobiono to doskonale, a ideałów lepiej nie poprawiać, bo wtedy mogą spaść z piedestału, prosto w Otchłań.
Rozdziały przytoczone w tej opowieści, są ściśle z sobą powiązane. Domykają wiele wątków poruszonych w poprzednim albumie (Zstąpienie), ale również i kilka nie zamkniętych spraw z czasów życia Hellboya na ziemi (zostają one naświetlone w tym tomie). Co prawda całość jest tak napisana, że nowy czytelnik się nie pogubi, jednak znajomość kilku poprzednich tomów jest nad wyraz wskazana. Dzięki temu możemy doszukać się sporej liczby smaczków. Mimo wszystko, osoby mojego pokroju, które nie czytały większości komiksów, lub kompletnie nie pamiętają ich treści, spokojnie będą czerpały satysfakcję z lektury. Co jak co, ale Mignola jest mistrzem i wie jak wprowadzić nieopierzonego czytelnika do swego świata, nawet gdy jego historia dobiega końca.
Zresztą jego wizja piekła jest doskonała. Daleka od stereotypowych wyobrażeń, przesycona wewnętrzną walką o władzę i pełna dramatyzmu. Tutaj również można zginąć, do tego na wiele sposobów. Jednak, jak pokazuje ten album, dzieją się tu również cuda. Taki namacalny dowód na istnienie nadziei w odkupienie win. Mignola przedstawił to doskonale, za pomocą prostych scen i obłędnych wręcz rysunków. Te jak zwykle pokolorował Dave Stewart, który tak jak autor w pełni rozumie tragedię tytułowego bohatera.
Tak naprawdę nie ma co pisać więcej na temat "Karty śmierci". To świetne zakończenie serii, swoiste pożegnanie, które jak dla mnie mogłoby nie być już kontynuowane. Choć pewnie autor spokojnie dałby radę to uczynić. Pytanie tylko - czy warto? Hellboy w końcu już raz umarł, trafił do piekła i tam zamiast tony nowych, niesamowitych przygód, miał jedną, ale za to treściwą. "Karta śmierci" zamyka w moich oczach całą serię poświęconą tej postaci. Co miało być powiedziane, zostało napisane, narysowane i przekazane światu. Zrobiono to doskonale, a ideałów lepiej nie poprawiać, bo wtedy mogą spaść z piedestału, prosto w Otchłań.