Strony

13 czerwca 2017

Dracula

AXN ma w swej ofercie wiele seriali. Część jest lepsza inne gorsze, a omawiany tutaj "Dracula" z 2013 roku jest czymś pośrednim. Studio NBC postanowiło kiedyś nakręcić serial o najsłynniejszym krwiopijcy występującym w legendach i wszelkiej maści kultury. Mocno zabawili się z klasyczną konwencją i dali światu Draculę w osobie Alexandra Graysona w którego wcielił się Jonathan Rhys Meyers. Aktor wczuł się w swoją rolę doskonale, jednak to tylko część sukcesu tej produkcji, która koło naprawdę genialnie rozwiązanych pomysłów ma opłakane w skutkach wpadki. W niniejszej recenzji przedstawię obie strony tego interesującego medalu, gdyż warto o serialu mówić, a zdaje się że obecnie zginął on w natłoku świecących lub lateksowych współczesnych wampirów, które z dostojeństwem oraz drapieżnością nie mają nic wspólnego. 

Zacznijmy jednak od przedstawienia rysu fabularnego przedstawionej tu historii. Do Londynu przybywa Alexander Grayson - bogaty, młody wizjoner z Ameryki, który chce zrewolucjonizować świat zastępując ropę tania energią elektryczną. Do tego nie byle jaką, bo bezprzewodową. Z początku zostaje wyśmiany, jednak gdy na balu prezentuje swój wynalazek szlachta angielska zaczyna widzieć w Graysonie poważne zagrożenie. Jak się szybko okazuje Alexander to tak naprawdę Dracula, którego ze snu przebudził nie kto inny jak sam Abraham Van Helsing. Pragnie on bowiem zemścić się na organizacji zwącej się Zakon Smoka, a do której należy wiele elit. Zakon zresztą swoje główne zyski czerpie z ropy, zatem bezprzewodowa energia elektryczna poważnie mogłaby zaszkodzić jego finansom. Zaczyna się długa zabawa w kotka i myszkę, gdzie Dracula wydawać by się mogło posiada wszystkie karty. Jednak w tej wojnie każda figura ma swoje ukryte cele, a nie każdy wampir jest taki jak go się maluje.


Właśnie w tym tkwi siła tego serialu - scenariusz oraz historia poszczególnych postaci. Koło aktorstwa to największa zaleta tej produkcji, gdyż łamie wiele schematów oraz umiejętnie szafuje kilkoma ogranymi chwytami. Zacznijmy od osoby tytułowego krwiopijcy, który nie jest klasycznym rzeźnikiem jak go nie raz przedstawiano. Mamy tutaj mieszaninę wątków z dzieła Coppoli z 1992 oraz mocną domieszkę współczesnych zagrywek. Tak jak u Coppoli Dracula był oddany służbie Bogu jednak został zdradzony i przemieniony w bestię, a jego ukochaną żonę brutalnie mu odebrano. To właśnie stało się jego siłą napędową do zemsty na Zakonie Smoka, jednak nie tylko nią żyje nasz Książę Wampirów. Marzy on o ponownym kroczeniu w blasku słońca, zgaszeniu głodu krwi i odzyskaniu człowieczeństwa. Tak, Grayson nie tylko chce udawać człowieka, ale robi wszystko aby na powrót nim się stać, a pomaga mu w tym nie kto inny jak sam Van Helsing. Ten bohater również ma zatarg z Zakonem Smoka i to właśnie on doprowadził do tego dziwnego sojuszu człowieka z bestią. Jednak z czasem widz zauważa kto faktycznie jaka rolę tutaj odgrywa, gdyż nic w tym serialu nie jest takie oczywiste jakby się mogło wydawać. 


Kolejną szalenie ważną postacią dla całego serialu jest Renfield, grany przez Nonso Anozie. Słusznych rozmiarów, czarnoskóry aktor wręcz fenomenalnie wywiązał się z swej pracy i wykreował bohatera, który kompletnie przyćmił postać Van Helsinga. Renfield jest prawą ręką Graysona, wiernym przyjacielem oraz wytrawnym prawnikiem. W praktyce jeden oddałby życie za drugiego, gdyż łączy ich coś na kształt braterstwa, choć Alexander nie raz pokazuje kto tutaj rządzi, a kto jest podwładnym. Nie zabrakło tez Miny Murray, czyli kobiety wyglądającej identycznie jak Ilona, zmarła żona Draculi. Wątek z nią jest bardzo rozbudowany i wyjątkowo ciekawie poprowadzony nie tylko dzięki Minie, ale również dwóm innym postaciom - jej narzeczonego Jonathana Harkera oraz najbliższej przyjaciółki Lucy. Całą trójkę poznajemy w serialu zresztą dość szybko i widz domyśla się jakie mogą zrodzić się pomiędzy nimi relacje względem głównego bohatera.


Na koniec mamy Zakon Smoka oraz trzech wyjątkowo ważnych bohaterów z nim związanych. Pierwszym jest przywódca Zakonu w Londynie, Pan Browning, w którego genialnie zagrał Ben Miles. Jest to jedna z najlepszych kreacji w całym serialu, przykuwająca oko widza od pierwszego kadru. Browning jest podobny do Draculi, jednak kierują nim inne motywy, ale tak samo jak jego przeciwnik jest bezwzględny, okrutny choć zdolny do szczerej miłości. Jego prawą ręką jest łowczyni Lady Wetherby, zagrana przez Victorię Smurfit. Kobietę łaknącą adrenaliny, niebezpiecznych wrażeń i lubiącą dominować nad mężczyznami. Mimo stanu zamężnego prowadzi dość rozwiązły tryb życia, choć nikomu to nie przeszkadza. To co najciekawsze u obu tych postaci oraz jest niejako wizytówką całego Zakonu Smoka to ich stroje oraz obyczaje. Nie przypominają klasycznej loży masońskie tylko coś na kształt XIX wiecznej gildii zabójców rodem z gier pokroju Assassin Creed. Pasuje to wręcz idealnie do klimatu budowanego przez seria i stoi w ciekawej konfrontacji z trzecią ważna postacią - Lordem Thomasem Davenportem. Ten stary arystokrata jest w pewnym sensie ostoją "moralności" i starego ładu w Zakonie oraz całym serialu. Jego styl, gesty i wymowa mocno kontrastują z Amerykańskim usposobieniem Graysona czy zawadiackimi odzywkami Lady Wetherby. Można wręcz powiedzieć, ze Lord Davenport jest reliktem przeszłości, który jednak ma ogromny wpływ na fabułę serialu. 


Niestety koło tej tony słodyczy należy wymienić też kilka bardzo rażących potknięć, a praktycznie wszystkie dotyczą warstwy czysto technicznej. Po pierwsze bardzo nierówne zdjęcia i montaż. Mimo naprawdę dobrze wykonanej scenografii, szczególnie rezydencji Graysona oraz kwatery Zakonu Smoka, mamy ogrom chybionych zdjęć. Widać to najdobitniej w scenach plenerowych, gdzie nieraz wszystko straszliwie bije po oczach swą sztucznością. Przeraźliwie gryzie się to z dobrze oddanymi salonami XIX wiecznego Londynu czy postępowym wystrojem rezydencji Draculi. Sam montaż niekiedy też wypada co najwyżej poprawnie. Jednak najboleśniej wypadają efekty komputerowe. O Boże, osobę odpowiedzialną za ten element serialu powinno się powiesić za nogi nad basenem pełnym wygłodniałych piranii. Wygląda to tak tanio, tandetnie i amatorsko, że psuje całą pracę włożoną w charakteryzację. Niby takich scen nie ma dużo, ale jak się już pojawiają to oczy bolą od zalewu tandety. Sama muzyka wypada również co najwyżej poprawnie. Nie brzmi źle, pasuje do tego co widzimy na ekranie, ale kompletnie nie zapada w pamięci. W praktyce czasami po prostu mogłoby jej nie być i nikt by na to nie zwrócił uwagi. 


"Dracula" to naprawdę dobry serial, choć nie pozbawiony wad, jednak nie sprzedał się tak jak chcieli jego fundatorzy. W efekcie czego powstał tylko jeden, dziesięcioodcinkowy sezon, pozostawiając widza z masą pytań. Co prawda wszystkie główne wątki zostały definitywnie zamknięte, ale ostatni odcinek otworzył drogę dla nowych, kluczowych elementów, zatem taki ruch jest bolesny. Może kiedyś powstanie kontynuacja na co w głębi duszy bardzo liczę. "Dracula" nie należy do kina wybitnego, jednak świetnie bawi się różnymi konwencjami, daje porządny pokaz aktorskich umiejętności i ma świetny scenariusz. Owszem, technicznie odstaje od wielu wysokobudżetowych seriali, ale to przecież historia jest siłą napędową serialu. Dlatego nie przestanę mieć nadziei, że nasz "Amerykański" krwiopijca powróci i zakończy swe sprawy raz na zawsze.

Serial jest legalnie dostępny na stronie CDA.pl w usłudze "Premium".