Strony

12 maja 2017

Miesiąc miodowy na safari

Czasami w moje ręce wpada komiks, który od strony graficznej jest dość dziwny. Nie jestem znawcą, zresztą nie silę się na bycie nim, gdyż wolę codzienną "szarość" i prostotę. Sztuka współczesna, szczególnie oparta na geometrii, tonacjach kolorów i "dziwactwach" jakoś do mnie nie trafia, choć czasem zdarzają się wyjątki. W przypadku "Miesiąca miodowego na safari" autorstwa Jessego Jacobsa, miałem nie lada problem. Musiałem przeczytać uważnie komiks dwa razy, nim wyłapałem, jak mi się zdaje, sens tego dzieło. Ciężko mi je jednoznacznie ocenić, gdyż z jednej strony mnie odpycha, a z drugiej intryguje. Zresztą po samej okładce widać, że nie będziemy mieli tutaj do czynienia z lekką lekturą.



O czym właściwie jest ten komiks. Cóż, z pozoru o wypadzie dwójki, majętnych nowożeńców, pomiędzy którymi jest spora różnica wieku, na tropikalne safari. Towarzyszy im przewodnik, będący w moim odczuciu, pierwszoplanowym bohaterem tego krótkiego opowiadania. Całość można przedstawić następująco. Dwoje, zakochanych ludzi, spędzających całe życie w wielkim mieście wyrusza w podróż poślubną do egzotycznej dżungli. Wynajmują przewodnika, który się nimi opiekuje, gotuje im, chroni przed niebezpieczeństwami i uczy polować. Szybko się jednak okazuje, że to majestatyczne miejsce, pełne dziwacznych stworzeń oraz roślin, jest śmiertelną pułapką dla każdego, nieostrożnego przybysza.

Fabuła nie jest jakoś szczególnie skomplikowana, ale ma, jakby nie patrzeć, drugie dno. Widać to zresztą już od samego początku, gdyż całość jest niejako podzielona na rozdziały i każdy posiada na wstępie przemyślenie odnoszące się do równowagi w przyrodzie. Świetnie to kontrastuje z dwójką bohaterów tej opowieści przeżywających swój miesiąc miodowy. Można by rzecz, że "mieszczuchy w końcu zrozumiały czym jest życie w zgodzie z naturą". Problem w tym jak wysoką cenę przyszło im za to zapłacić.


W tym momencie na plan wychodzi postać przewodnika. Człowieka bardzo dobrze znającego dżunglę, zagrożenia w niej czyhające czy atrakcje warte uwagi jego podopiecznych. Przez większość czasu przewodnik opowiada o tym co może nas zabić, zjeść lub przejąć kontrolę nad naszym ciałem. Sam już na wstępie podkreśla, że posiada niewątpliwie w swym ciele kilka pasożytów, które jednak żyją z nim w symbiozie. Jest to naprawdę ciekawie zobrazowane przez autora oraz opowiedziane. Taki punkt zapalny do przemykającej co chwila kwestii roli człowieka w naturalnym środowisku.

Co zaś się tyczy samych rysunków, to cóż... na swój sposób są ciekawe, bardzo fantazyjne, ale do mnie osobiście nie trafiły. Zauważyłem ukryte w nich znaczenia odnośnie symbiozy pomiędzy poszczególnymi gatunkami, to jak całość składa się na wspaniały ekosystem oraz gdzie pozory często potrafią mylić. Mimo wszystko nie powiem aby to był typ rysunku, który lubię. Zresztą pewnie wiele osób podzieli mój pogląd, szczególnie jeśli nie miało do czynienia z pracami tego typu. To produkt skierowany do bardzo specyficznego odbiorcy, lubiącego eksperymentować ze stylami i szukającego nowych wrażeń wizualnych.


Z tego powodu trudno mi polecić jakiejś konkretnej grupie "Miesiąc miodowy na safari". Fabularnie komiks jest bardzo dobry oraz ciekawie napisany. Jednak warstwa artystyczna może odstraszyć spore grono potencjalnych czytelników. Nie mam tutaj na myśli tylko laików, ale również osoby siedzące w danych nurtach komiksowych. Warto jednak sięgnąć po ten album w czytelni lub na konwencie aby samemu się przekonać o jego wartości. Być może warstwa artystyczna was nie odstraszy, a kto wie może nawet przypadnie do gustu. Dlatego nie skreślajmy pracy Jessego Jacobsa na wstępie, choć z drugiej strony sięganie po nią w ciemno może okazać się głupotą.