Strony

2 maja 2017

Królewska krew #3: Wilki i królowie

Jodorowsky słynie z dziwnych scenariuszy, często naprawdę dziwacznych, absurdalnych i pełnych przemocy. "Królewska krew" od początku nie siliła się na bycie czymkolwiek co łamałoby powyższe ukierunkowanie, choć potrafiła przykuć uwagę i fabuła, mimo kilku głupotek, przyciągała. Drugi tom jednak sporo stracił, gdyż wtedy scenarzysta pokazał ponownie swój potencjał. Co prawda scenariusz jako tako trzymał się w ryzach, za to główna para bohaterów... no cóż, niekoniecznie odznaczała się zdrowym rozsądkiem czy logiką. Finał był nie mniej pogmatwany, ale całość nadal trzymała pewien poziom. Trzeci album noszący podtytuł "Wilki i królowie" rozwalił mnie miejscami dokumentnie. Czasami naprawdę nie nadążałem za tym co wyprawiają postacie, szczególnie zaś król Alvar i jego kaleki syn. Jednak prawdziwa hekatomba miała dopiero nadejść.

Jeśli miałbym skupić się tylko na scenariuszu i postaciach, to zapewne ten tom byłby ostatnim z serii, jaki ujrzałyby moje oczy. Jednak w przypadku "Królewskiej krwi", przynajmniej wobec mojej osoby, siłą napędową komiksu jest tylko i wyłącznie jego wartość graficzna. Prace Dongzi Liu znam tylko z tej serii, niemniej to właśnie on sprawia, że chcę brnąć dalej w ten dziwny świat, zrodzony w głowie Alejandro Jodorowsky'iego. Brutalny, mroczny i pełen surrealizmu, choć ostatni termin można odnieść tylko do scenariusza, gdyż rysunki to majstersztyk. Liu naprawdę umie rysować oraz nadawać swym pracom fenomenalną paletę kolorów. Jest tutaj wszystko czego dusza zapragnie. Nuta erotyzmu, mroczna wizja pełnego średniowiecza, fantastyczne zjawy, leśni mnisi żyjący w zgodzie z naturą i człowiek wychowany przez wilki. Każdy z tych elementów idealnie został zobrazowany przez Liu, dzięki czemu czytelnik może spokojnie zapomnieć o fabule i przeglądać prace rysownika. Tak naprawdę tylko dlatego "Królewska krew" pozostała na mojej półce i wiem, że sięgnę po jej kolejne tomy.


Co zaś się tyczy scenariusza to... no cóż... moja tolerancja nadal znosi to w miarę dzielnie, choć finał tego albumu wystawił ją na iście ciężką próbę. W ogólnym zarysie całość prezentuje się następująco. Alvar toczy wojnę z sąsiadem, jednak na polu bitwy postanawiają oszczędzić swych ludzi i stają do pojedynku. Ten przerywają im kapłani, którzy proponują zawarcie rozejmu poprzez ślub ich dzieci, co oczywiście młodym jest w niesmak. Mijają lata, zbliża się dzień zaślubin, a tym czasem na dworze Alvara rodzi się kłopot, gdyż jego kaleki syn ma inne plany względem swego ojciec.

Tematem głównym jest jednak los drugiego syna króla Alvara, którego przez lata wychowywała sfora wilków, a on sam został zarażony likantropią. Wątek ten przez pewien czas ma nawet sens i jako tako trzyma się ładu, do czasu gdy młodzieniec trafia na dwór swego ojca. Wtedy zaczynają się prawdziwe jaja, prowadzące do naprawdę porąbanego finału. Przyznaję, że nie za bardzo wiedziałem jak do tego podejść, gdyż scena jaka rozegrała się przed moimi oczami, włączywszy w to dialogi, była delikatnie mówiąc dość dziwna. Co jak co, można powiedzieć że poznałem nową formę pokazania kobiecie jak wygląda pierwsza miłość. Z drugiej strony na polu graficzny całość jest zobrazowana rewelacyjnie, z umiejętną nutą erotyzmu, choć nadal cała scena wygląda jakby żywcem wycięto ją z jakiegoś filmu pornograficznego.


"Królewska krew" to specyficzne dzieło. Z jednej strony chętnie bym się pozbył tej serii z półki, ale z drugiej prace chińskiego rysownika działają na mnie jak magnes. Dlatego mimo oporów sięgnę po kolejny album, nie liczą jednak tym razem na jakąkolwiek sensowną fabułę. Komiks ten jest zdecydowanie kierowany do fanów Jodorowsky'iego, czyli czytelników pełnoletnich o sporej dozie tolerancji na brutalność. W innym wypadku może odstraszyć, choć szkoda byłoby po niego nie sięgnąć i nie docenić prac jakie wyszły spod ręki Dongzi Liu.