Strony

2 lutego 2017

Dragon Age: Zabójca magów #1

Gdy w 2009 roku na mój komputer zawitał Dragon Age: Początek, bylem w siódmym niebie. Oto po długim czasie oczekiwania dostałem klasyczne RPG w klimatach Magii i Miecza. Choć sama gra do ideałów nie należy, to i tak spędziłem nad nią setki godzin. Niestety późniejsze części nie przykuły mnie do świata Thedas na tyle mocno abym chciał go często odwiedzać. W pewnym stopniu zmienił to komiks, noszący podtytuł Zabójca magów. Niby krótki, ale na tyle rozbudził mój apetyty, że na komputerze znów zawitał Początek (wraz z dodatkami), a ja sam ponownie wcieliłem się w rolę maga.

Głównymi bohaterami tego opowiadania są Tessa i Marius, którzy trudnią się likwidacją niebezpiecznych apostatów. Słowem magów potrafiących siać spustoszenie. Ich celem są głównie ci, którzy parają się Magią Krwi, ale nigdy nie polują na kogoś niewinnego czy z pobudek politycznych. Zawsze wybierają swój cel rozważnie, jednocześnie potrafiąc odmówić swych usług tym, którym nie ufają. Jednak każdy skrywa w sercu cienie przeszłości, a Marius nie jest tutaj wyjątkiem.

Pierwszy tom jest wprowadzeniem do całej historii. To rasowy wstęp, który ma za zadanie rozpalić wyobraźnię czytelnika oraz pobieżnie przedstawić głównych bohaterów. Robi to bardzo dobrze, głównie z dwóch powodów. Po pierwsze w roli narratora, czy też raczej narratorki, występuje Tessa, pomocnica Mariusa, będącego pierwszoplanową postacią. Dzięki temu oglądamy wszystko z jej perspektywy i buduje to aurę tajemniczości wokoło głównego bohatera. Z drugiej strony troszkę obawiam się o to czy autorzy nie pójdą tutaj na łatwiznę i dadzą czytelnikom wałkowany do bólu schemat upadłego "Samotnego Wilka", który chce oczyścić się za jakiś grzechy przeszłości. Czas pokaże. Po drugie świetnie przedstawiono uniwersum Dragon Age, w czym pomaga dodatkowo słownik pojęć umieszczony na końcu zeszytu. Dzięki temu nawet osoba nie znająca gry bardzo szybko pojmie jakie zasady rządzą w tym świecie, gdzie ludzie obawiają się zarówno magów jak i templariuszy.


Co zaś się tyczy rysunku to w mojej opinii dobrze oddaje ducha serii, szczególnie jeśli podejść do pierwszej części Dragon Age, choć miejscami miałem wrażenie, że autorzy bardziej wzorowali się na drugiej odsłonie. Najbardziej cieszy mnie mroczny klimat tego zeszytu, co zawdzięczamy dzięki sporej dawce zimnych kolorów oraz czerni i czerwieni. Widać to szczególnie w pierwszej potyczce z Magiem Krwi, który w końcu jest prawdziwym utrapieniem, nie zaś przeciętniakiem jak to miało miejsce w grze. Serio, Mistyczny Wojownik był o wiele bardziej przydatny. W tym miejscu bardzo tez podoba mi się przeniesienie strojów z gry na karty komiksu, ale jednocześnie dodano sporo od siebie, zatem nie mamy tutaj do czynienia z czystym powielaniem oryginału.


Dragon Age: Zabójca magów zaczyna się ciekawie. Jest to klasyczne Heroic Fantasy, ale ma szanse się rozwinąć i czymś nas zaskoczyć. Zarówno fani gry jak i osoby totalnie nie mające z nią do czynienia, jednak lubiące klimaty Dark Fantasy, powinny się tutaj spokojnie odnaleźć. Mnie komiks zachęcił do ponownego zainstalowania Początku, a to chyba najlepsza rekomendacja. Jestem ciekaw jak potoczą się dalsze losy Mariusa i Tessy oraz w co tak naprawdę wdepnęli nasi protagoniści. Pole do popisu pod kątem scenariusza jest olbrzymie, zatem liczę, że autorzy Zabójcy magów podołają zadaniu.