Strony

7 stycznia 2017

Firewall

Ostatnio w końcu odświeżyłem sobie Firewall, który widziałem po raz pierwszy jakieś 4 lata temu, czyli dość późno po światowej premierze. Mimo że bardzo lubię tego typu kino oraz nad wyraz cenię sobie aktorstwo Harrisona Forda, to jakoś nie mogłem się do końca przekonać aby sięgnąć po ten tytuł wcześniej. Czy powinienem żałować tak długiej zwłoki i faktu nie pójścia do kina na ten film gdy była ku temu okazja? Raczej nie. Firewall jest produkcją ciekawą i miejscami nawet bardzo porywającą, ale mam wrażenie że zbyt wtórną i przygotowaną raczej pod seans w domowym zaciszu.

Film opowiada losy niejakiego Jacka Stanfielda (Harrison Ford), będącego szefem ochrony jednego z największych amerykańskich banków. Jego rola polega głównie na walce z hakerami oraz opiekowaniu się oprogramowaniem ochrony kont i danych klientów, który zresztą sam napisał. Pewnego razu idzie na spotkanie biznesowe z niejakim Billym Cox (Paul Bettany), który ma względem naszego poczciwego bankiera zupełnie inne plany. Otóż po spotkaniu porywa on Stanfielda i jego rodzinę, zamykając ich w ich własnym domu, po czym grożąc śmiercią dzieci zmusza bankiera aby ten dostał się poza swój system firewall i dokonał kradzieży stu milionów dolarów. Sprawy dość szybko jednak się komplikują, a Stanfield przeczuwając, że Cox nie zechce oszczędzić jego rodziny, rozpoczyna prywatną walkę o swych bliskich.

Fabuła może nie jest jakichś wysokich lotów, ale posiada jeden bardzo ciekawy wątek. Mianowicie sposób kradzieży pieniędzy. Z początku wszystko wydaje się trochę nielogiczne: zachowanie porywacza, który nie wydaje porwanym żadnych poleceń, rodzina nie starająca się wezwać pomocy czy główny bohater nieudolnie udający spokój jednocześnie emanujący taką ilością stresu i napięcia, że mógłby oświetlić cały Manhattan przez bity rok. Oczywiście wszyscy jego znajomi jak i pracownicy firmy albo udają, że nie widzą dziwnego zachowania ich szefa albo przyjmują ze szczerym zrozumieniem jego pokrętne wymówki. Jednak z czasem te niedociągnięcia zastępuje bardzo sprawnie przemyślany plan kradzieży pieniędzy ułożony tak, że nikt nie zwróciłby uwagi na znikającą z kont gotówkę. Do tego zaczynają piętrzyć się problemy oraz w grupie porywaczy powstaje rozłam potęgowany nieufnością względem siebie. Nadaje to fabule mocnego zrywu akcji oraz buduje ciekawy klimat kryminału. Szkoda tylko, że najpierw czeka nas ponad pół godziny zastoju.


Na tle całej akcji mamy dość nierówną formę jeśli idzie o aktorstwo. Część obsady podeszła do swej pracy bardzo profesjonalnie, jednak inni po prostu odwalili swoją robotę bez większego wkładu w odgrywane role. Najlepiej w całym zestawieniu wypada Paul Bettany w roli wyrachowanego i zimno kalkulującego szefa grupy porywaczy. Jego postać nie posiada absolutnie żadnych hamulców moralnych czy sumienia. Jeśli ktoś mu wejdzie w drogę to go zabija, potrafi do perfekcji torturować psychicznie swe ofiary i nie za bardzo robi mu to czy narzędziem do tego będzie dziecko czy przyjaciel. Dla niego liczy się cel jakim są pieniądze i to Bettany pokazał u swej postaci wręcz perfekcyjnie. Natomiast gwiazda filmu w osobie Harrisona Forda już tak doskonała nie jest. Postać Stanfielda jest co prawda ciekawa i nawet bardzo realistycznie oddana, jako kochający ojciec i mąż, który za wszelką cenę chce ocalić swych bliskich, jednak Ford niejako skopiował swoje role z starszych produkcji. Bardzo przypominał mi on postać Jacka Ryna z Czasu patriotów albo Stanu zagrożenia czy też osoby Toma O'Meara jaką zagrał w filmie Zdrada. Raziła mnie mocno ta kalka, bo patrząc na wręcz wyśmienity dorobek aktora, aż się prosiło aby ujrzeć go w nowej skórze, kojarzonej stale z Firewall. Niestety tak się nie stało i mimo, że jego postać jest ciekawa i chętnie obserwuje się jej losy oraz starania, to nie można się pozbyć wrażenia, że to wszystko już się wcześniej, gdzieś się widziało.

To samo zjawisko występuje na drugim planie aktorskim. Virginia Madsen, która wcieliła się w postać żony, Beth Stanfield, zagrała rewelacyjnie. Jej aktorstwo jest bardzo przekonujące i widz obserwując ją naprawdę ma wrażenie, że widzi matkę walczącą o życie swych dzieci oraz twardo opierającą się porywaczom. Jednak sami przestępcy już tacy nie są. Praktycznie to kopie typowych oprychów z wszelkiej maści filmów sensacyjnych, tyle tylko że tutaj próbują uchodzić za bardziej inteligentnych. Coś tam powiedzą, coś tam zrobią gdzieś pójdą, ale wszystko to wydaje się dość miałkie przy sile jaką emanuje Madnes. W zasadzie jedynie postać Cox'a staje się wyrazista obok zdesperowanej kobiety, a cała reszta mogłaby równie dobrze nie istnieć.


Na plus należy zaliczyć świetnie wykonane zdjęcia oraz montaż. Tutaj nie ma się do czego przyczepić. Wszystkie sceny są pokazane bardzo umiejętnie, kamera płynnie przeskakuje pomiędzy kolejnymi postaciami, a widokiem ukrytej kamery jaką przestępcy zamontowali Stanfieldowi by móc śledzić jego ruchy. Ujęcia i zbliżenia twarzy aktorów podczas scen wyczekiwania są też świetnie dobrane. W całym filmie jest nawet kilka ujęć podchodzących pod kaskaderkę w wykonaniu aktorów, którzy pokazali że mimo swoich lat są w świetnej formie i potrafią zagrać na planie ostrzej niż się by od nich oczekiwało. Na koniec wypadałoby wspomnieć coś o muzyce, jednak tutaj nie ma za bardzo o czym pisać. Jest ona przez niemal cały film, brzmi dobrze, płynnie wpada w ucho widza i buduje atmosferę danej sceny, jednak po seansie z miejsca się o niej zapomina. Po prostu robi za lekkie tło na które raczej mało kto zwróci uwagę.

Firewall z czystym sumieniem mogę polecić osobom lubiącym lekkie kino akcji. Jest to idealna pozycja na sobotnie popołudnie czy relaks po ciężkim dniu spędzonym w pracy, jednak nic ponad to. Nie nazwałbym tego filmu obowiązkiem, nawet dla fanów Harrisona Forda, gdyż nie wnosi on do swego gatunku zupełnie nic nowego. Jest po prostu dobrym filmem, lekkim, przyjemnym o wartkiej akcji i dobrze skonstruowanej fabule. Taki typowy, telewizyjny hit na sobotę.