Strony

21 lutego 2016

Brooklyn

W dobie ekranizacji komiksów, które na ekranie łamią wszelkie prawa fizyki, a nieraz także logiki, Warto sięgnąć po coś poważniejszego. Na przykład Brooklyn, który zawitał do naszych kin bardzo późno. Jednak czasem okazuje się, że warto czekać, a skoro zbliża się gala wręczenia Oscarów, to z pewnością trzeba sięgnąć po filmy, które zostały wyróżnione. Film Johna Crowleya został nominowany raptem w trzech kategoriach - najlepszy film, aktorka pierwszoplanowa i scenariusz adaptowany - jednak to dość aby zobaczyć co tak bardzo przykuło uwagę jury.

Historia opisana w Brooklyn jest tak realistyczna, że widz szybko czuje więź z przedstawionymi w niej postaciami. Młoda Irlandka, Ellis Lacey (nominowana do Oscara Saoirse Ronan), wyrusza do Nowego Jorku, szukać lepszego życia. Na miejscu zderza się z zupełnie inną rzeczywistością. Szybkim tempem życia, zupełnie innymi realiami pracy w sklepie oraz nieznanymi jej wcześniej relacjami międzyludzkimi. Spokojna i nieśmiała Ellis musi znaleźć w sobie siłę do pokonania swoich lęków, aby utrzymać się na powierzchni i nie zatonąć w odmętach wielkiego miasta. Niespodziewanie pomaga jej w tym młody Włoch, Tony (Emory Cohen), a między dwójką młodych ludzi, szybko zaczyna kwitnąć uczucie.


Mimo tak prostej historii, w filmie nie brak zwrotów akcji, szczególnie w drugiej połowie, gdy Ellis musi udać się z powrotem w rodzinne strony wzywana przez sprawy rodzinne. Jednak w całej tej historii mamy sporo sytuacji powodujących zaskoczenie na twarzy widza czy napięcie, w wyczekiwaniu na finał danego aktu. To sprawia, że tak prosta historia, nie tylko się nie dłuży, ale również błyskawicznie wsysa trzymając w napięciu niemal do samego końca. 

Na uwagę zasługuje świetne oddanie realiów lat 50-tych XX wieku w Ameryce. Autorzy filmu zadbali o wiele szczegółów. Stroje, wymowa, relacje międzyludzkie oraz zachowanie unikalności kulturowej poszczególnych dzielnic, zamieszkiwanych przez imigrantów i Amerykanów wywodzących się z różnych krajów Starego Kontynentu. To wszystko mamy w Brooklyn, dzięki czemu odnosi się wrażenia jakbyśmy cofnęli się w czasie. Wiarygodności dodaje sposób wymowy poszczególnych grup społecznych, tego wielokulturowego miasta.


Z kreacji które zapadły mi w pamięci, jest krótka rola brata Tonego, Frankiego, którego wręcz fenomenalnie zagrał James DiGiacomo. Postać ta nieraz nawiązuje, w sposób mocno prześmiewczy, do Ojca Chrzestnego i włoskiej mafii, co nadaje Brooklynowi nieco komiczny wyraz. Oczywiście nie można nie docenić pracy Ronan w stworzenie swojej postaci, która z przerażonej dziewczynki przemienia się w dojrzałą oraz z decydowaną kobietę. Pokazała to w sposób naprawdę doskonały i słusznie została nominowana do Oscara. Jednak inni aktorzy również włożyli w swe role dużo wysiłku co widać głównie po Emorym Cohenie dominującym w pierwszej połowie opowieści i Domhnallu Gleesonie, grającym Jima Farrella w drugiej połowie filmu. Starcie tych dwóch postaci jest naprawdę mocne, choć oni sami nigdy się nie spotkali na jednej scenie. Łącznikiem tutaj stała się właśnie Ellie, a Ronan pokazała najlepiej jak można było dramat młodej Irlandki, która tak naprawdę przez cały film szuka swojego domu.


Brooklyn to solidny obraz, zarówno od strony technicznej jak i aktorskiej. Przepiękna muzyka brzmiąca w filmie podkreśla jego wyjątkowość, polegającą na zwyczajności codziennego życia. Na rozterkach, poszukiwaniu swego miejsca w świecie oraz ludzi na których będzie się mogło polegać. To historia zwykłych ludzi, nie bojących się wziąć losu we własne ręce i przekuć go na coś cudownego mimo przeciwności. Dlatego moim zdaniem warto wybrać się do kina na opowieść o zwykłej, zagubionej dziewczynie, która wie czego chce od życia i stara się odnaleźć w nim swój własny kąt.

Ocena - 9/10