Strony

4 lutego 2015

Bez litości

Filmów o samotnym mścicielu jest cała masa. Większość takich postaci siedzi w USA, tworząc watahę "Samotnych wilków", ale czasem zdarzają się też oni na innych kontynentach. Jednak tym razem ponownie trafimy do Ameryki i będziemy śledzić losy zwykłego człowieka, obdarzonego niezwykłymi umiejętnościami. Niby to wszystko już było, jednak tym razem jest nieco inaczej. Mogę wręcz powiedzieć bardziej realistycznie, co wydaje się być dziwne, gdyż ten rodzaj filmów w Hollywood cieszy się eksplozjami, strzelaninami, gdzie przestępcy mają zeza, a samotny wilk trafia w swych przeciwników z zamkniętymi oczami. W Bez litości nie uświadczymy powyższego. Zamiast tego dostaniemy postacie opanowane, myślące, przebiegłe i wyrachowane w swych działaniach, czyli obraz tego jak naprawdę wyglądają wyszkoleni zabójcy. A co ciekawsze, sylwetki te znajdują się po obu stronach przedstawionego tu konfliktu.

Robert McCall (Danzel Washington) to zwykły pracownik w sklepie meblowo-stolarskim, który po śmierci żony prowadzi bardzo spokojny i ascetyczny styl życia. Nie oczekuje wiele, czyta książki, jest lubiany w pracy i pomaga kolegom, gra w baseball oraz cierpi na bezsenność. Dlatego chadza w nocy do knajpy, aby wypić tam herbatę i poczytać. Pewnego razu poznaje tam młodziutką prostytutkę Teri (Chloe Grace Moretz), pracującą, a raczej będąca własnością, zamożnego Rosjanina. Po jakimś czasie przypadkowo Robert zaprzyjaźnia się z dziewczyną i gdy dowiaduje się że wylądowała w szpitalu, po tym jak ją dotkliwie pobito idzie do jej szefa z propozycją wykupienia jej wolności. Ten zbywa "staruszka", co jest ostatnim aktem w jego życiu, gdyż Robert posiada zdolności o których nikomu się nie śniło. Nie wiedział jednak, że szef Teri podlegał rosyjskiej mafii, a ta nigdy nie wybacza.

Jak to opisałem we wstępie, mamy tutaj klasyczny model samotnego wilka, choć tym razem słowo "mściciel" nie do końca pasuje. Główny bohater nie jest samozwańczym stróżem prawa, tylko człowiekiem, który nie lubi jak jego przyjaciołom dzieje się krzywda. Zawsze daje szansę swoim przeciwnikom i nakłania do tego aby z niej skorzystali. Nie zabija bez potrzeby, nie znęca się nad nimi, nie wymachuje nogami w przydługich scenach walki. Robi to do czego go wyszkolono - szybko, cicho i skutecznie. Ideałem jest dla niego "jeden cios, jeden trup". Czyli zachowuje się tak jak naprawdę wyglądają profesjonalni żołnierze i ludzie od mokrej roboty. Podobnie jest z jego głównym przeciwnikiem Terrym (Marton Csokas), którego wysłała mafia, aby wykrył kto i dlaczego zabił ich ludzi. Ta jak Robert jest opanowany, metodyczny, nie przyciąga uwagi, nie działa pochopnie oraz zachowuje się rozważnie. Jedyna różnica polega na tym, że lubi zadawać ból i kiedy może korzysta z okazji.

Dlatego w tym dwugodzinnym obrazie nie natrafimy na pościgi, masowe strzelaniny, wybuchy jak w produkcjach Michaela Baya czy przestępców kretynów. Nie. Tu mamy wyrachowanych, do bólu metodycznych i opanowanych ludzi, a ci którzy się wyłamują z tego schematu szybko giną od pojedynczej kuli lub ciosu nożem. Niestety pod koniec reżyser troszkę pofolgował i dał widzom jedną, z deczko bez sensu, eksplozję oraz przerysowany akcją finalny pojedynek. Całość wypada nawet dobrze, ale jakoś nie pasuje do tego filmu. Z drugiej strony mamy tu naprawdę dobrą grę aktorską, choć postaci Moretz jest za mało, świetną muzykę, scenariusz oraz montaż. Gdyby nie absurdalna finalna scena oraz trochę przekombinowany pojedynek pomiędzy Robertem a Terrym i jego ludźmi, to dałbym tej produkcji wyższą notę. Niemniej nie sprawiło to mi jakiegoś szczególnego zawodu i bez oporów sięgnąłem po płytę DVD w sklepie.

Ocena - 8/10

1 komentarz:

  1. Akurat się zastanawiałem co obejrzeć dziś wieczór. Dzięki! :)

    OdpowiedzUsuń