2 lutego 2020

Wydział 7 - cykl pierwszy (tomy 1-5)

Jakiś tydzień temu, Tomasz Kontny, scenarzysta serii serii komiksowej Wydział 7, napisał do mnie zapytanie, czy chciałbym wyrazić moją opinię na temat pierwszego cyklu tej serii. Już w zeszłym roku doszedł do mnie słuch o niej, ale miałem tyle pracy, że jakoś zapomniałem się jej przyjrzeć. Jednak gdy autor sam się odzywa do recenzenta z taką prośbą, to aż głupio jest odmówić. Szczególnie, że nie jestem szczególnie znaną personą w polskim komiksowie. Nie to było jednak najważniejszym powodem, dla którego zdecydowałem się przeczytać Wydział 7. Moją ciekawość najbardziej rozbudzał sam pomysł na tą serię. Mamy lata 60-te w Polsce Ludowej, gdzie specjalna komórka rządowa zmaga się potajemnie z paranormalnymi wydarzeniami. Serio - dla mnie brzmiało to cudownie i znacznie przerosło moje pierwsze oczekiwania.

Zacznijmy od jednej, dla mnie bardzo istotnej sprawy. Nie jestem zwolennikiem gdy w seriach zeszytowych, każdy zeszyt wychodzi spod rąk innego zespołu rysowników i kolorystów. Po prostu tego nie lubię, choć są wyjątki i do nich należy Wydział 7. Tutaj wręcz pasuje taka różnorodność stylów, gdyż każdy zeszyt to osoba sprawa, przedstawiająca inny kawałek tego paranormalnego tortu. Mamy zatem syreny (tak, te mięsożerne z marynarskich legend, a nie rudowłosą nastolatkę), duchy, wiedźmy, czarowników Voodoo, zombie oraz całą masę innego tałatajstwa rodem z seriali "Z archiwum X" albo "Grimm". Zważywszy, że jestem ogromnym fanem obu wspomnianych serii, ciężko było abym nie pokochał miłością absolutną Wydziału 7. Szczególnie, że scenariusz jest napisany świetnie. Przynajmniej dla mnie.

Mamy kilku bohaterów przewijających się na pierwszym lub drugim planie przez całą serię i są to bardzo różnorodne osoby. Młody milicjant, który zaliczył śmierć kliniczną, agent SB, ksiądz będący egzorcystą, sądowa patolog, wróżka mająca też zdolności medium i kilka innych. Naprawdę miodna mieszanka postaci i bardzo chciałbym w przyszłości widzieć ekranizację tej serii, np. na Netflix czy podobnej stacji. Przy dobrym budżecie i zespole aktorów i aktorek z Polski, ale również innych zakątków świata, mielibyśmy polską odpowiedź na serial "Grimm". I piszę te słowa bardzo na serio.

Scenariusz z zeszytu na zeszyt rozwija się coraz ciekawiej, sprawy są różnorodne, co tutaj ma ogromne znaczenie, a na końcu każdego zeszytu dostajemy "Akta" obecnie zakończonej sprawy. Tutaj świetnie wypada seria zdjęć i dokumentów pokazujących proces twórczy autorów poszczególnych zeszytów. Warto też wspomnieć o alternatywnych okładkach, czyli prawdziwej gratce dla kolekcjonerów. Są też wersje blank, ale to już dla totalnych zapaleńców. Mam też nadzieję, że powstanie kolejny cykl, gdzie Tomasz Kontny zaprosi nowy zespół rysowników i kolorystów, aby utrzymać obecny różnorodny styl spraw.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy - ciekawym oddaniu realiów historycznych PRL-u i spraw z nim związanych. Mowa tutaj oczywiście o aparacie komunistycznym, zbrodniach wojennych, czy pokazaniu prawdziwego koszmaru II Wojny Światowej, co widać szczególnie w pierwszym zeszycie serii. Autorzy mają też moje ogromne uznanie dla odniesień do mitologii z różnych kultur, zachowanie oryginalnego nazewnictwa czy zaznaczanie, że dana postać mówi w innym języku niż polski. Buduje to niesamowitą atmosferę i tylko zwiększa przyjemność z lektury. Czekam zatem z niecierpliwością na szósty zeszyt oraz liczę, że autorzy będą chcieli z czasem zaprezentować swe dzieło na scenie anglojęzycznej, bo warto aby świat poznał ich pracę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz