14 lutego 2018

Inspektor Tusz

Kalamburów na rynku u nas dostatek. Znaczna ich część ma podobną, lub wręcz identyczną, mechanikę, inne są kompletnie spartolone, a pozostałe starają się wprowadzić coś nowego. Kiedy sięgałem po "Inspektora Tusz" nie liczyłem na żadne fajerwerki. Nie będę kłamać - wyciągnąłem po niego rękę tylko dlatego, że dostawałem o ten tytuł zapytania od moich czytelników. Ciężko się wypowiedzieć na temat czegoś, w co się nie grało. Nikt z moich znajomych nie miał tej gry pod ręką, zatem napisałem do wydawcy. Przysłał i w unboxingu trochę się rozpisałem, na ciekawie zrobioną zawartością. Jednak prawdziwe zaskoczenie przyszło w momencie, kiedy ograłem ten tytuł. To nie tylko dobre kalambury, ale też naprawdę ciekawie pomyślana gra imprezowa, gdzie można się bawić zarówno w małym jak i dużym gronie.

Zasady są z grubsza takie jak w klasycznych kalamburach. Jedna osoba rysuje hasło, a reszta stara się odgadnąć. Kto zrobi to pierwszy, gracz lub drużyna, zdobywa punkty. Mamy tutaj pewne sztuczki, które znacznie zwiększają atrakcyjność tej gry. Przekłada się to zarówno na regrywalność, jak i sam czas spędzony podczas jednego posiedzenia. Ten zaś potrafi rozpiąć się do kilku godzin i nadal będziemy nie będziemy mieli dość. Na plus należy też zaliczyć cenę oraz jakość wykonania gry, o czym szerzej rozpisać się w unboxingu (patrz, link we wstępie). Takie rzeczy sprawiają, że czujemy satysfakcję z zainwestowanych pieniędzy, a zakupiona gra będzie nam długo służyć.

Jakie zatem zmiany oferuje "Inspektor Tusz". Po pierwsze wyważony czas gry. Na każdego uczestnika, a tych może być od 2 do 6, dorzucamy do puli punktów 10 żetonów mikrofilmów. Każdy daje 1 pkt, natomiast pula wyczerpuje się raczej szybko. Po każdej rundzie znikają nam 4 żetony - 2 dla rysującego i 2 dla tego kto odgadł. Ten prosty mechanizm reguluje długość rozgrywki, zatem ta nie będzie się wlokła w nieskończoność. Dodatkowo wspiera go mechanizm odmierzania czasu i konstrukcji haseł. Na każdą zagadkę mamy 30 sekund, co odmierza klepsydra. Wydawać by się mogło, ze mało, ale hasła są tak dobrze pomyślane, że spokojnie da się nam zmieścić w tym przedziale czasowym. To ogromna zaleta. Co więcej, posiadamy dwie talie - niebieską i czarną - prezentujące różne stopnie trudności. Pierwsza jest łatwiejsza i zawiera dwa hasła, druga trudniejsza i zawiera hasło, oraz słowo zabronione, którego wypowiedzenie skutkuje utratą punktu przez odgadującego. Świetna zagrywka, potrafiąca dobrze urozmaicić rozgrywkę.


Najważniejszą jednak zaletą, jest rysowanie haseł żółtym markerem (zakreślnikiem) oraz losowanie za pomocą kostki, kto zakłada okulary. Może to być rysujący, odgadujący albo wszyscy. Okulary sprawiają, że nie widzimy rysunku, zatem trzeba opierać się na obserwacji ruchów flamastra. Buduje to świetną atmosferę, a przy okazji jest nieraz sporo śmiechu. Szczególnie gdy rysujący ma na nosie okulary. Samych hasłem mamy aż 200 (po sto na kolor), a dodatkowo każde z nich jest również w jeżyku angielskim. dzięki temu możemy grać w dwóch wersjach językowych, co również podnosi wartość gry. "Inspektor Tusz" to świetny tytuł, w zasadzie pozbawiony wad. Potrafi wybić się na tle konkurencji w swoim gatunku i przyciągnąć osoby raczej stroniące od tej formy zabawy. Sprawdza się w pociągu czy na domowej imprezie, szczególnie takiej z procentami. Ze swojej strony polecam szczerze tą grę, bo można spędzić nad nią dziesiątki, jeśli nie setki, godzin.

Plusy:
* tytaniczna regrywalność
* świetna konstrukcja haseł
* mechanika okularów
* jakość wykonania
* cena

Minusy:
* brak