22 sierpnia 2017

Jessica Jones: Alias #1

Przyznaję to zawsze, gdy ktoś spyta - tak lubię czytać komiksy z gatunku superhero, zarówno Marvela i DC Comics, ale przy tym jestem laikiem, jeśli idzie o uniwersa tych wydawców. Czy to mi przeszkadza w lekturze? Sporadycznie, ale to naprawdę marginalne sprawy. Sięgając po "Jessica Jones: Alias", tak zachwalaną przez fandom, nie robiłem sobie zbyt wielkich nadziei. Po pierwsze już wiele razy się sparzyłem na czymś co tam wychwalano pod niebiosa, a po drugie mam trochę dziwaczny gust. Jednak komiks wciągnął mnie błyskawicznie gdyż jest wręcz idealnie skrojony pod... laika. Tak, właśnie tak. Zapewne nie było to celowym działaniem ze strony autorów, ale tak się stało. "Alias" jest napisany z punktu widzenia kobiety będącej ongiś mało znaną superbohaterką, a obecnie stała się "zwykłym" człowiekiem i pracuje jako prywatny detektyw. Ma ciągle styczność z Avengersami, jednak robią oni bardziej za tło jej przygód, w których dominują intryga oraz polityka, dając czytelnikowi rasowy kryminał.

Już sam początek komiksu mocno odstaje od tego co zwykliśmy widzieć u Marvela. Lecą przekleństwa, mamy przemoc i ciężki klimat rodem z klasycznego kryminału. Nie powinno to dziwić, ponieważ serię wydano w grupie "Marvel Max" przeznaczonej tylko dla dorosłych czytelników. Tytułowa bohaterka pracuje jako prywatny detektyw, głównie parając się zleceniami obserwacji niewiernych żon czy mężów. Nie jest to ambitne zajęcie, ale pozwala jej zarobić na opłacenie rachunków i wrzucenie czegoś do garnka. W przeszłości była członkinią Avengers, jednak ze względu na niezbyt "wyszukane" moce, zawrotnej kariera tam nie zrobiła. Zresztą nie odnalazła się w roli zamaskowanej trykociary ganiającej po świecie za kosmitami, mutantami i super złoczyńcami wszelkiej maści, więc odeszła. Jednak pewnego razu przyjmując proste zlecenie odnalezienia zaginionej kobiety staje się świadkiem pewnego sekretu, który wplątuje ją w nie małe kłopoty.


Czytając ten komiks i patrząc jak zaczyna gmatwać się fabuła, miałem wrażenie że dostałem rasowy thriller polityczny. Coś pokroju "Stan gry" albo "Autor widmo", gdzie główny bohater, a w tym wypadku bohaterka, zostaje wciągnięta w polityczne gierki i robi za kozła ofiarnego dla mediów. Jest swoistym narzędziem w rozgrywkach pomiędzy grubymi rybami, nie zdając sobie sprawy jak wielką rolę ma do zagrania. Gdy jednak zachowuje się inaczej niż przewidywał scenariusz, cały plan bierze w łeb i wszyscy chcą upolować cennego króliczka. A teraz wyobraźcie sobie to co napisałem powyżej w świecie superbohaterów Marvela. Co więcej, potraktowane na poważnie, bez cenzury, cackania się z czytelnikiem i wpychania mu kiczu dla młodych nastolatków. Tak. Brian Michael Bendis nie bawi się w głaskanie czytelnika po główce, nie serwuje mu prostej historii i do samego końca trzyma kilka kart na ręce by zagrać je w najbardziej zaskakującym momencie. Mówiąc wprost - geniusz.

W tym momencie warto wspomnieć o jeszcze jednym ważnym punkcie, o którym pisałem we wstępie. Nie trzeba znać uniwersum herosów Marvela aby połapać się o co chodzi w całej fabule. Co więcej, śmiem twierdzić że to dostarczy czytelnikowi dodatkowej frajdy, bo skusi go aby samemu "przeprowadzić śledztwo" odnośnie kilku, mniej znanych bohaterów. Poza tym o wiele łatwiej utożsamić się nam z główna bohaterką. Ileż to razy w dzieciństwie udawaliśmy zamaskowanego herosa, jednak z czasem gdy dorośliśmy przestało nas to bawić i musieliśmy wziąć się za bary z prawdziwym życiem. Jessica ma podobnie i choć potrafi cisnąc rosłym mężczyzną o ścianę jakby był poduszką, to i tak tego nie robi. No... zazwyczaj.


Kilka ciepłych słów muszę też skierować w kierunku rysowniki i kolorysty. Szczególnie tego drugiego, którego prace nie są mi obce. Rysunki Michaela Gaydos'a, są naprawdę świetne. Umiejętnie oddają spokojną oraz opanowaną twarz głównej bohaterki gdy ta słucha co ma do powiedzenia zleceniodawca lub kiedy sama jest przesłuchiwana na komisariacie. Do tego różnorodne scenografie od ciasnych uliczek pomiędzy kamienicami po rozległe pole golfowe. Jednak nie dałoby to tak piorunującego efekty, gdyby nie kolory nałożone przez Matta Hollingswortha. Po raz pierwszy miałem z nim styczność przy "Kaznodziei" potem zaś przy paru tomach "Hellboya". Ostatnio znów mnie poraził gdy czytałem "Wiedźmy" i tym razem nie było inaczej. To właśnie dzięki jego pracy rysunki Gaydos'a są tak klimatyczne. Czuć wręcz brud ulic, zapach pieniędzy elit czy obłudę niektórych ludzi. W tym wszystkim przemykają herosi w trykotach, jednak stanowią jedynie tło, mimo że czasem wypływają na wierzch. Szczerze mówiąc nie umiem sobie wyobrazić lepszego oddania kolorystyki tego dzieła.

"Jessica Jones: Alias" jest dla mnie, jako miłośnika kryminałów oraz thrillerów, niemal arcydziełem. Lubię poczytać komiksy z stajni Marvela czy DC Comics, ale nie kusi mnie aby je kolekcjonować. Tym razem jest inaczej i "Alias" z dumą dołączyłem do mojej kolekcji stawiając ją kolo "Fatale" i "Halloween Blues". Jest to pierwszy komiks o trykociarzach, do którego chce i będę wracać. Obecnie ukazały się w Polsce 3 tomu, zawierające w sumie 21 zeszytów tej serii. Warto zatem być z nią na bieżąco, szczególnie jeśli lubicie dobry komiks kryminalny.